Żad­na noc nie może być aż tak czar­na, żeby nig­dzie nie można było od­szu­kać choć jed­nej gwiaz­dy. Pus­ty­nia też nie może być aż tak bez­nadziej­na, żeby nie można było od­kryć oazy. Pogódź się z życiem, ta­kim ja­kie ono jest. Zaw­sze gdzieś cze­ka ja­kaś mała ra­dość. Is­tnieją kwiaty, które kwitną na­wet w zimie.

sobota, 31 marca 2012

"Babciu wracaj do zdrowia....."







Czy zawsze musi być tak, że jak się wydaje, że wszystko zaczyna się układać i jest ok. to musi stać się „coś”, co to zniszczy?

Tak się cieszyłam, że udało się zebrać  na delfiny.

Byłam w znakomitym humorku od kilku dni.

Wszystko było super mimo anginy Dawida i przeziębienia Julki, które prędzej czy później i tak skończy się również anginą, bo tak to u nas już jest.

Ale było dobrze….

Do dziś!!!

Dziś moja babcia od rana nie czuła się dobrze.

Niestety dzieli nas 500 kilometrowa odległość, więc nie mogłam ocenić powagi sytuacji osobiście.

Babcia miała podwyższone ciśnienie i to znacznie, co jest niebezpieczne jak każdemu wiadomo.

W jej przypadku tym bardziej, bo jest już po wylewie i niestety dość poważnym.

Mój wujek zdecydował się zadzwonić po pogotowie.

Lekarz zadecydował o zabraniu babci do szpitala, ale babcia jak to babcia nie chciała jechać.

Nigdy nie przepadała za wizytami u lekarza a tym bardziej w szpitalach.

Ja umierałam ze strachu.

W końcu lekarz w jakiś sposób przekonał babcie i zgodziła się pojechać.

Zabrali ją do szpitala w Białymstoku.

Szczerze mówiąc kawał drogi.

 Od domu babci do Białegostoku jest chyba niecałe 100km.

Ale przyznam, że jestem zadowolona, że babcia trafia do tamtejszego szpitala, bo szpital, w którym była ostatnio ( Siemiatycze) uważam łagodnie mówiąc za niezbyt dobry ( i na tym zakończę lepiej moją ocenę).

Najgorsze w tym jest jednak to, że tak bardzo chciałabym być teraz z nią.

Tak bardzo chciałabym ją przytulić i powiedzieć, że będzie dobrze.

Odwiedzać ją w szpitalu żeby nie czuła się osamotniona.

To straszne-taka bezsilność.

Taki stan jak człowiek czegoś tak bardzo pragnie a wie, że nie jest w stanie tego zrealizować…

Tak bardzo się o nią martwię…

Mirek dopiero, co zmienił pracę, więc urlopu niestety nie dostanie i właśnie, dlatego nie mam jak pojechać do mojej najcudowniejszej babci pod słońce.

Każdemu życzę tak troskliwej, kochającej, wspierającej i tak cudownej babci.

Lepszej nie mogłam sobie wymarzyć.

Jutro mój wujek i ciocia jadą do babci.

Mają również kawał drogi, bo mieszkają w Katowicach.

Cieszę się ogromnie, że mogą pojechać i pojadą, bo wiem, że babcia nie będzie już sama w szpitalu i wiem, że oni o nią zadbają należycie.

Mi pozostaje tylko niestety niepewność i ogromny żal do samej siebie, że nie mogę być z nią w tych trudnych chwilach…

Nie mogę dbać i opiekować się nią a bardzo bym chciała…

Odwdzięczyć się za jej miłość, czułość, które mi dała przez te wszystkie lata i nadal daje.

BABCIU KOCHAM CIĘ!!!

Wracaj szybko do zdrowia:*

piątek, 30 marca 2012

"Trochę Wspomnień cz.6 Ciąża i przyjście na świat mojego synusia"







Przez to całe zamieszanie z telewizją, które tak nagle i nieoczekiwanie się rozhulało nie dokończyłam „sagi” „Trochę Wspomnień” a jest jeszcze trochę do wspominania.

Bardzo ważne dla mnie są wspomnienia związane z ciążą i przyjściem na świat mojego synusia Dawidka.

Ciąża była jak najbardziej planowana i chciana.

Choć przyznam, że obaw i strachu było bardzo wiele.

Przed tą ostateczną próbą powiększenia rodziny zdecydowałam się poddać wszystkim możliwym badaniom żeby mieć 100% pewność, że tak wczesne przyjście na świat Julki nie ma podłoża genetycznego tudzież jakiś moich problemów z donoszeniem ciąży.

Bałam się niesamowicie wyników, ponieważ tak bardzo pragnęłam drugiego dziecka, że jakby się okazało, że jest duże prawdopodobieństwo, że Dawid również może przyjść na świat przedwcześnie decyzję o powiększeniu rodziny musiałabym zmienić.

Ku mojej wielkiej radości okazało się jednak, że ze mną jest wszystko ok i spokojnie możemy rozpocząć starania.

Nie trwało to długo….

Już w pierwszym miesiącu starań okazało się, że udało się.

Bardzo się cieszyłam, choć przyznam szczerze, że, mimo iż wyniki miałam dobre i nic nie wskazywało na to, że sytuacja z przedwczesnym porodem może się powtórzyć strach mnie paraliżował.

Szczególnie w „TYCH” tygodniach….

Obawy okazały się niestety słuszne.

Ok. 22 tygodnia ciąży zaczęłam odczuwać bóle brzucha i dziwne parcie brzucha w dół.

Oczywiście natychmiast zjawiłam się u mojego lekarza.

Okazało się, że mam lekkie rozwarcie i skróconą szyjkę macicy.

Czyli jednak historia lubi się powtarzać-pomyślałam.

Całe szczęście miałam najcudowniejszego i najbardziej kompetentnego lekarza na świecie.

Natychmiastowa jego reakcja sprawiła, że wystarczyły odpowiednie leki a moja szyjka w ciągu kilku dni podniosła się z powrotem a rozwarcie znikło.

Kochani, jeśli szukacie dobrego ginekologa, dbającego o swoje pacjentki i niebagatelizującego ich dolegliwości i problemy z czystym sumieniem polecam doktora Jarosława Wieczorka.



Z tego miejsca chciałabym bardzo przeprosić pana doktora bo wiem, że byłam trudną pacjentką...

Mnóstwo pytań, strach i niepewność sprawiały, że nawet najmniejsza dolegliwość (niekoniecznie związana z ciążą)
kończyła się telefonem lub wizytą u lekarza.

Mam jednak nadzieję, że pan doktor wybaczy mi to z racji mojej pierwszej ciąży.

Po prostu byłam przewrażliwiona i bardzo się bałam, żeby ciąża była donoszona.

Chciałam również z całego serca podziękować za fachową opiekę i niedopuszczenie do tego, żeby Dawidek przyszedł na świat zbyt wcześnie...

A swoją drogą tak bardzo żałuję, że ten właśnie lekarz nie prowadził mojej ciąży z Julią.

No ale czasu nie da się niestety cofnąć....

Pan doktor przyjmuje w Katowicach ul. Łubinowa 3 w Prywatnej Klinice Położniczo-Ginekologicznej.



Nie zrażajcie się czytając „Prywatna….”

Klinika ta ma podpisany kontrakt z NFZ i za pobyty czy jakiekolwiek zabiegi w szpitalu nie płaci się.

Płatne są jedynie wizyty u pana doktora.

Dla tych, którzy chcieliby czegoś więcej dowiedzieć się o klinice i o panu doktorze poniżej wklejam link do strony kliniki:

http://www.narodziny.com.pl/

Dawid rozwijał się prawidłowo i rósł jak na drożdżach.

Ok. 36 tygodnia ciąży pojawiły się skurcze przepowiadające.

Po rozmowie telefonicznej z panem doktorem uspokoiłam się i wiedziałam, że to całkowicie normalne.

Tydzień później dokładnie 11 kwietnia 2008 roku zjawiłam się u lekarza na kontrolę.

Zdając sobie sprawę, że może zostawić mnie już w szpitalu, ( ponieważ skurcze nadal się utrzymywały) pojechałam przygotowana na tą ewentualność (walizka spakowana czekała w samochodzie).

Był piątek.

Po badaniu pan doktor stwierdził, że zostaję w szpitalu,a w niedzielę będę miała cięcie cesarskie.

 Za jakąś godzinę decyzja została jednak zmieniona a mnie poinformowano, że poród odbędzie się jeszcze tego dnia ( 11.04.2008r. ).

Może dlatego, że mój lekarz weekend miał po prostu wolny od pracy.

Zestresowana całą sytuacja zaczęłam wydzwaniać do bliskich.

Od samego początku planowaliśmy, że Mirek będzie przy porodzie no, ale niestety był w pracy na rano a ja zabieg miałam o 10.00.

Mój tata był ze mną w szpitalu. Przywiózł mnie na wizytę (nie miałam jeszcze prawa jazdy).

Jego zmiana w pracy przypadała na popołudniu, ale jak dowiedział się, że za niedługo mój synuś a jego wnuk pojawi się na świecie twardo i wytrwale czekał….

Nie przejmował się, że może się spóźnić do pracy.

No i zaczęło się.

Najpierw znieczulenie, a później już tylko niepokój jak to będzie wyglądać, czy Dawidek będzie zdrowy, i czy będzie bolało…

Mimo moich wszystkich znaków zapytania wszystko poszło dobrze.

Dawidek urodził w 37 tygodniu ciąży zdrowiusieńki i ważył 3600 gram i miał 55 cm.

Dostał 9 punktów w skali Apgar.







                                                                                              Z tatusiem:)



Z radości płakałam jak dziecko.

Był cudowny.

Niestety przez pierwsze 12 godzin nie mogłam się ruszać-musiałam leżeć na wznak.

Tragedia.

Ale w sobotę rano już chodziłam i mój skarbuś był już tylko ze mną.

Dzięki temu, że nie dostał żółtaczki w poniedziałek opuściliśmy już szpital.

W domku wszystko już czekało na nasze przyjście.

My po raz drugi zostaliśmy rodzicami, moi rodzice dziadkami a Juleczka starszą siostrą….



czwartek, 29 marca 2012

"DELFINOTERAPIA 2012"






Tak jak już wczoraj pisałam w poście „Podziękowania” udało nam się zebrać potrzebne pieniążki na delfinoterapię w tym roku.

Umowa podpisana jeszcze tylko muszę ją zeskanować i odesłać.

Z tym jednak trzeba poczekać do jutra, bo skaner coś mi się buntuje i nie bardzo wiem jak go okiełznać :) a Mirek w pracy jest.

Jeden dzień zwłoki to jednak nie problem, więc nie ma, czym się przejmować.

Tak bardzo się cieszę, że się udało.

W głębi serca cały czas wierzyłam, że się uda, ale szczerze mówiąc dopóki media się nie zainteresowały słabo ta zbiórka szła.

No, ale teraz mogę przez jakiś krótki czas odetchnąć z ulgą i odpocząć.

Bo to wszystko kosztowało mnie sporo stresu i nerwów.

Nigdy nie miałam do czynienia z telewizją, mediami a tu w przeciągu niespełna pół roku aż trzy razy musiałam występować przed kamerami, (ale było warto).

Dla osoby niemającej nic wspólnego z telewizją to naprawdę bardzo trudne.

Człowiek niby wie, co i jak chce powiedzieć a jak już przyjdzie, co, do czego to bardzo często brakuje słów i stres nas po prostu zżera…

Więc teraz chwila odpoczynku i później kolejna próba zebrania pieniążków na delfinoterapię w przyszłym roku.

Choć mam głęboką nadzieję, że pieniążki, które wpłyną w listopadzie z 1% podatku okażą się wystarczającą sumą na turnus.

Tak wiele osób zadeklarowało swoją pomoc i chęć przekazania, 1% że myślę, że się uda.

A jak nie to zostanie nam tylko wiara w cudownych ludzi, którzy kolejny raz nie będą obojętni na potrzeby mojej córeczki.

Ale wracając do delfinoterapii.

Turnus rozpoczyna się 24 lipca i trwa 2 tygodnie.

Po raz drugi Julia będzie miała okazję poddać się terapii która czyni cuda….

Jedziemy z Fundacją „Dobra Wioska” z Warszawy.


Fundacja ta zajmuje się organizowaniem turnusów delfinoterapii, ale nie tylko.

Organizuje również wczasy z delfinami dla rodzin ze zdrowymi dziećmi.

W swojej ofercie mają różne ciekawe projekty.

Zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z ich ofertą na stronie internetowej fundacji.

Link powyżej umieściłam, więc nie trzeba szukać.:)

środa, 28 marca 2012

"Podziękowania"






Coś niesamowitego….

Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że tylu ludzi będzie chciało pomóc mojej królewnie.

Chciałam WAM wszystkich oficjalnie powiedzieć, że UDAŁO SIĘ!!!!

Udało się zebrać brakującą kwotę na delfinoterapię dla Julki.

 A co z tego wynika?

Julcia w tym roku będzie miała okazję po raz drugi wziąć udział w tej niesamowitej terapii i być może po raz kolejny stanie się coś niesamowitego z jej organizmem….

W co naprawdę całym sercem wierzę. 

Biorąc pod uwagę to, co już się dzieje…

Co więcej był tak ogromny odzew od cudownych i chcących pomóc ludzi po emisji „Telekuriera” i „Dzień Dobry TVN”, że udało się zebrać znacznie więcej pieniążków niż tylko brakującą sumę na delfinoterapię.

Z tego miejsca chciałam bardzo, ale to bardzo gorąco podziękować WSZYSTKIM, którzy przyczynili się do wyjazdu mojej córki na taką formę terapii.

Zarówno darczyńcom jak również realizatorom programu „Telekurier” i „Dzień Dobry TVN”
Bo tak naprawdę gdyby nie ich zainteresowanie naszą myszką tak wiele osób nie zobaczyłoby naszej ogromnej prośby o pomoc.

Jest mi bardzo przykro, że nie jestem w stanie osobiście WSZYSTKIM podziękować, ale niestety jest to nierealne, więc muszę zadowolić się moim blogiem i mieć ogromną nadzieję, że może kiedyś zajrzą tu i przeczytają….

DZIĘKUJEMY!!!!

sobota, 24 marca 2012

"Dzień Dobry TVN czyli Warszawo witaj"






Miałam zamiar wczoraj zdać relacje z wizyty w Warszawie i w studiu "Dzień Dobry TVN", ale byłam totalnie wykończona i zmęczona.

Po prostu nie chciało mi się i jakoś nie miałam weny twórczej :)

Często mam tak, że w głowie wszytko sobie poukładam i wiem, co i jak chcę Wam napisać a jak przyjdzie, co, do czego to wszystko jakoś się ulatnia…

No, ale mam nadzieję, że teraz uda mi się w ciekawy sposób napisać i opowiedzieć wam moje wrażenia.

Do Warszawy wyruszyliśmy w czwartek ok. godziny 13.

Obawy, że Julka źle zniesie podróż i będzie marudna okazały się bezpodstawne.

Jula była grzeczniutka i wesolutka.



Dzielnie znosiła postoje w korkach, których niestety było mnóstwo z powodu rozbudowy dróg.

Swoją drogą oni chcą z tymi drogami zdążyć przed Euro?

Nie wierzę w to- wszystko jest w stanie totalnego chaosu….

Optymistami są Ci, którzy sądzą, że im się to uda.

Będzie potworna kompromitacja.

Zamiast łatwego, szybkiego dojazdu do stolicy będzie wielogodzinna podróż przeplatana postojami w korkach i jazdą 40/50 km /h maksymalnie.

Ale cóż nasz rząd zawsze jest optymistycznie nastawiony do większości swoich projektów a co z tego wychodzi wiemy wszyscy sami.

No, ale koniec o drogach, czas skupić się nad tym, co jest bardziej ciekawsze.

Po długiej i straszliwie męczącej podróży w końcu dotarliśmy do hotelu.

Była godzina chyba 19, no może trochę przed.

Oczywiście pierwsze kroki skierowane były do recepcji w celu meldunku.

Pokój okazał się cudowny.

TVN postarał się nie ma, co.

Bo dodać muszę, że za hotel nie płaciliśmy ani grosza za wszystko zapłacił TVN.

Zresztą za paliwo również mają nam zwrócić (czekam na przelew).
 Najtańszy pokój w tym hotelu to wydatek rzędu 850 zł za dobę.



















                                            A tak wyglądał ekran telewizora w naszym pokoju.









No, ale cóż w końcu to stolica, hotel w samym centrum Warszawy i w dodatku jakieś 5 minut drogi do studia Dzień Dobry TVN.

Julia niestety przed zaśnięciem bardzo się złościła, ale było to spowodowane jej zmęczeniem i tym, że ona ma już swój system dnia.

W domu śpi już ok. godziny 19 a tam musiała jeszcze zjeść dostać wszystkie leki, więc sporo się to wszystko przesunęło w czasie.

 Ale jak już zasnęła to spała calutką noc.

Nic dziwnego, że spało jej się tak dobrze.

Łóżko ogromne, wygodne, pokój klimatyzowany, więc nie było ani za ciepło ani za zimno ani za duszno.
Wyglądała tak słodko i uroczo.

Mirek też dość szybko zasnął, ale nic dziwnego- cały tydzień miał nocną zmianę w pracy i bardzo mało spał, bo najpierw w środę kamery TVN towarzyszyły nam cały dzień, więc spał może raptem ze dwie godzinki później w czwartek również za długo nie pospał, bo musieliśmy wyruszyć w drogę.

A ja ze zdenerwowania miotałam się po całym pokoju.

Stres tak mnie zdominował, że nie mogłam normalnie spać.

Budziłam się, co chwile, kręciłam z boku na bok układając w głowie, co i jak chce powiedzieć, przygotowywałam w myślach odpowiedzi na różną ewentualność, bo niestety pytań wcześniej nie znałam.

W konsekwencji wszystko, co sobie ułożyłam prysło jak bańka mydlana.

W końcu za oknem zaczęło się przejaśniać.

Julka wyspana, więc uchachana od samego rana.

Tak szalała, że włożyłam mi niefortunnie palec do oka. 

Potworne uczucie, chyba ze 40 minut oko mi łzawiło.

Po wypiciu porannej kawy, nakarmieniu Juleczki i przyszykowaniu się do wyjścia wyruszyliśmy do studia „Dzień Dobry TVN”

Droga nie była daleka (ok. 5 minutek pieszo), ale i tak zdążyliśmy się pogubić. :)



Ja jak to ja z natury nie cierpię się spóźniać.

Wolę czekać godzinę niż 5 minut się spóźnić.

Takim, więc sposobem do studia „Dzień Dobry TVN” przywędrowaliśmy, co najmniej 40 minut przed czasem.

Jednak żeby dostać się na 9 piętro (tam mieści się studio) trzeba przejść przez szereg kontroli.

W sumie nic dziwnego, bo gdyby nie te kontrole to każdy mógłby się tam dostać.

Po sprawdzeniu przez panią ochroniarz czy jestem na liście gości zaproszonych kolejny ochroniarz specjalnym kodem odblokował winę, która zawiozła nas na to magiczne 9 piętro.

Tam czekała kolejna kontrola.

Po przejściu tej ostatniej weszliśmy do studia.

Kurcze jakoś dziwnie się czułam przecież zawsze oglądałam to miejsce tylko i wyłącznie na ekranie swojego telewizora i nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę miała okazję być w tym miejscu.

Z powodu tego, że zjawiliśmy się troszeczkę przed czasem grzecznie i spokojnie czekaliśmy na swoją kolej na kanapie dla gości.





                        Julia trochę znudzona całą sytuacją postanowiła strzelić sobie małą drzemkę:)













Panie makijażystki pracowały pełna parą.

Na jednym z foteli siedziała pani Maja Sablewska.

Muszę przyznać, że bardzo ładna z niej kobietka.

Zawsze myślała, że tak fantastycznie wygląda( w sumie nie tylko ona, ale również inne gwiazdy) z powodu tony makijażu.

Nic bardziej mylnego.

Na własnej skórze przekonałam się, że wcale dużo tych „ulepszaczy” nie ładują na buzię.

Nie wiem, dlaczego ale na ekranie telewizora pani Maja zawsze wydawała mi się zdecydowanie niższa niż jest w rzeczywistości.

Na kolejnym fotelu siedział pan Robert Leszczyński.

Śmiesznie to wygląda jak mężczyzna jest malowany, ale cóż zrobić, żeby światła się nie odbijały trzeba się poświęcić.

Szczerze mówiąc ja sama czułam się niczym jakaś celebrytka.

Pani makijażystka grzecznie poprosiła mnie żebym w wolniej chwili przyszła się pomalować i uczesać.

Jeszcze nikt nigdy mnie nie malował, zawsze robię to sama.

Ale było fajnie. :)

Po skończeniu przygotowań zostało parę chwil do mojego wystąpienia.

Ależ miałam stresa, kurcze bałam się jak nie wiem.

Podziwiam tych wszystkich ludzi, którzy pracują przed kamerą-Naprawdę.

Choć pewnie to kwestia przyzwyczajenia.

Im dłużej się czymś człowiek zajmuje tym bardziej się przyzwyczaja i różne rzeczy przychodzą mu łatwiej.

No, ale z racji tego, że ja się nie zajmuje niczym, co jest związane z kamerą i telewizją miałam ogromną tremę.

Tym bardziej, że okazało się, że będę sama rozmawiać z panią Jolą bez Mirka i bez Julci.

Ale cóż już nie było odwrotu.

Ostatnia reklama i wchodzę…

Przed samą rozmową z panią Jolantą Pieńkowską stało się coś dziwnego ze mną.

Stres niestety nie zniknął i nadal miałam tremę, ale jakiś dziwny spokój czułam wewnątrz siebie.

Pewnie to trochę dziwnie brzmi, bo przecież te dwie emocje są zupełnie sprzeczne, ale tak właśnie było i nie umiem tego wytłumaczyć.

Już na live nie czułam prawie obecności kamer.

Świetnie jest to tam wszystko zorganizowane.

Kamery nie znajdują się centralnie obok osób występujących przed nimi tylko sporo, sporo dalej. 

Może właśnie, dlatego nie czułam ich obecności.

I może to mi pomogło, bo stres nie zjadł mnie totalnie i jakoś sobie poradziłam.

A rozmowa dała się odczuć jak normalna rozmowa poza kamerami.

Oczywiście po obejrzeniu tego już w domu wiele bym zmieniła, bo należę do osób, które nigdy nie są z siebie zadowolone w 100%.

Ale jak było tak było i nie da się już nic zmienić.

Najważniejsze, że sprawa nabrała rozpędu i rozgłosu, bo może dzięki temu uda się uzbierać potrzebne pieniążki nie tylko na delfinoterapię w tym roku, ale również w przyszłym.

Julia będzie wymagała rehabilitacji i terapii różnego rodzaju pewnie do końca życia także koszty są ogromne.

Rehabilitacja ruchowa jest równie istotna i potrzebna jak delfinoterapia. 

To dzięki niej Julia mając 8 lat nie ma żadnych przykurczy a w Dziecięcym Porażeniu Mózgowym to raczej rzadkość.

Ale wracając do „Dzień Dobry TVN” muszę powiedzieć, że pani Jolanta Pieńkowska to bardzo miła i sympatyczna pani.

Wiele czytałam negatywnych komentarzy na jej temat i ja nie mogę się zgodzić z żadnym z nich.

W stosunku do mojej osoby była bardzo miła i uprzejma.

Z cudowną czułością patrzyła na moją Julkę i z ogromnym przejęciem dopytywała o szczegóły ( już po naszej rozmowie na żywo).





Mówiła i uśmiechała się do Juleczki a Julia odwdzięczała się również uśmiechem.

Pewnie wielu z Was zastanawia się teraz jak udało mi się dostać do „DDTVN”, co takiego zrobiłam?

Otóż kochani zupełnie nic nie zrobiłam.

TVN sam do mnie zadzwonił (ciekawe skąd miał numer-może z bloga).

Było to w poniedziałek.

Sama byłam totalnie zaskoczona, bo nie spodziewałam się tego zupełnie.

Jeszcze nie do końca oswoiłam się z myślą, że Onet również włączył się w nagłośnienie sprawy umieszczając nasz materiał z Telekuriera w wiadomościach krajowych a tu już telefon z TVN.

Początkowo wahałam się czy się zgodzić.

Pomyślałam sobie, że dopiero został puszczony Telekurier z naszym udziałem i znowu ma być kolejny reportaż?

Bałam się, że ludzie pomyślą, że pcham się gdzie popadnie i negatywnie to odbiorą a w konsekwencji nie uda się uzbierać brakujących pieniążków.

Jednak po głębszym przemyśleniu stwierdziłam, że taka szansa już się może nie powtórzyć i nie mogę jej zaprzepaścić tym bardziej, że to przecież TVN największa (chyba) i najczęściej oglądana stacja.

To takie 5 minut Julci i muszę je wykorzystać najlepiej jak potrafię.

Dlatego właśnie się zgodziłam.

Efekty tego, co przygotował „Dzień Dobry TVN” mogliście obejrzeć wczoraj w programie na żywo a Ci, którzy nie widzieli a mieli by ochotę zapraszam do obejrzenia.

 Oto link:

No cóż to by było chyba na tyle relacji z tej przygody.

Jak mi się coś jeszcze przypomni to napisze.