Żad­na noc nie może być aż tak czar­na, żeby nig­dzie nie można było od­szu­kać choć jed­nej gwiaz­dy. Pus­ty­nia też nie może być aż tak bez­nadziej­na, żeby nie można było od­kryć oazy. Pogódź się z życiem, ta­kim ja­kie ono jest. Zaw­sze gdzieś cze­ka ja­kaś mała ra­dość. Is­tnieją kwiaty, które kwitną na­wet w zimie.

wtorek, 28 sierpnia 2012

" Delfinoterapia dzień 6 - sesja 4 "





Moje dziecko jest cudowne.

Kolejna sesja bez żadnych problemów i komplikacji ze strony Julki rzecz jasna, bo z delfinem i terapeutom zawsze jest ok. ha ha ha.

Jakoś dziwnie szybko mijają te sesje jak Julka nie marudzi i nie złości się.

W zeszłym roku nie było tak cudownie jak teraz, Julcia nie czuła się tak dobrze i pewnie w obecności delfina i terapeuty.

Zdarzało się, że marudziła i trochę się denerwowała.

W tym roku jest(było) zupełnie inaczej.

Nie wiem czy jest to spowodowane tym, że Juliś jest starsza i po zeszłorocznej terapii spokojniejsza czy też wpływ na to ma fakt, że moja córcia pamięta terapeutę i delfina i wszystko nie jest już takie obce dla niej.   ( na nasze szczęście i terapeuta i delfin są tacy sami jak w zeszłym roku).


Cóż to pytanie pewnie jeszcze długo zostanie bez odpowiedzi….

Chyba, że Julka nauczy się mówić czy w jakiś inny sposób przekazywać to, co czuje, myśli i chciałaby powiedzieć.

Choć mnie się wydaje, że właśnie bardzo istotne w tym wszystkim było to, że terapeuta się nie zmienił, bo Julia wiedziała, (bo znała go już), że nic złego w jego obecności jej nie spotka i może mu zaufać a i terapeuta wiedział już doskonale, na co zwrócić szczególną uwagę podczas terapii z Julką.

Marcin (terapeuta) również zauważył ogromną zmianę i metamorfozę Julci.

Ma porównanie z zeszłorocznym turnusem i stwierdził, że to nie ta sama Julka.

-Nie złości się

-Nie marudzi

-Nie zgina się w przód (podczas pływania)

-Nie szczypie Marcina

-Nie ciągnie za włosy siebie jak również terapeutę

-Nie kopie nóżkami

Za to jest:

-Rozluźniona jak nigdy

-Zrelaksowana ( a to bardzo ważne w terapii, bo jak dziecko jest spokojne i zrelaksowane to delfin również i wysyła wtedy znacznie więcej sonaru w dodatku silniejszego i mocniejszego)

-Uśmiechnięta

-Poddaje się ćwiczeniom (nie „walczy” z terapeutom tak jak to bywa, na co dzień przy różnych terapiach czy rehabilitacjach)

-i cudownie pilnuje się !!??

Mam tu na myśli to, że podciąga tułów i stara się go utrzymać w pozycji pionowej.

Z głową to samo-starała się ją trzymać tak ja głowę powinno się trzymać.

Oczywiście kapok ułatwia jej to zadania, ale w zeszłym roku kapok nie stanowił dla Julki żadnej przeszkody żeby nieustannie zginać się w pół.

Podsumowując przemianę Julki:

-Jest spokojniejsza

-Bardziej skupiona i skoncentrowana na tym, co robi

-Stara się współpracować z terapeutom

-Trzyma pion i cudownie kontroluje głowę.

-No i zapomniałabym dodać, że lewa ręka Julki była bardziej aktywna niż, na co dzień (Julcia rzadko, kiedy „używa” lewej ręki-dominuje prawa)

Marcin stwierdził, że Julka to jakby nie Julka.

Totalna zmiana.

Po tym turnusie nie będę miała problemu, aby wybrać ładne zdjęcia, na których widać twarz Julci i na których trzyma ładnie tułów i głowę.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

" Pogoria "





Wczorajszy niedzielny dzień spędziliśmy na leniuchowaniu na Pogorii.

Byliśmy tam pierwszy raz.

Razem z nami ten dzień postanowili spędzić nasi przyjaciele a mianowicie Patrycja z Arkiem i dziećmi.

Dzień był bardzo miły, bo spędzony na odpoczynku i w doborowym towarzystwie.

Tak jak wspomniałam na Pogorii byliśmy pierwszy raz( i pewnie nie ostatni) i aż trudno nam było uwierzyć, że tak fantastyczne miejsce mieści się tak niedaleko naszego domu ( 25 km.).

Plac zabaw dla dzieci, liczne „butki” gdzie można było kupić coś do jedzenia czy picia, piaszczysta plaża pomagała w tym żeby się poczuć prawie jak nad morzem.

Wiem, wiem prawie robi różnicę :) , ale uwierzcie, że było fantastycznie.

Choć woda była lodowata dzieciom zupełnie to nie przeszkadzało i szalały w niej, budowały rozmaite budowle z piachu i było super.

                                                 Moje drugie wielkie szczęście-mój synuś Dawid:)
 





 


 





 



                                                                      A ta śliczna modeleczka to Zuzinka:)







Była też próba zagrania w badmintona przez chłopaków-niekoniecznie skończona sukcesem ale liczy się, że chcieli spróbować:)
 
 


 


 


                                                                    Maksio:)






 
 






Jedynie Jula nie czerpała przyjemności z kąpieli, ponieważ trochę mi pokasłuje i bałam się żeby nie rozchorowała się od tej zimnej wody.

Trochę poleniuchowała na kocyku, trochę posiedziała w wózku, trochę pomarudziła, ale to dopiero na sam koniec po prostu była już chyba zmęczona.





 


 





 



                                                               A właśnie, że nie zrobisz mi mamo zdjęcia:)







Ogólnie była zadowolona i grzeczna.

Jedyny minus tego miejsca jest taki, że przyciąga tłumy i już ok. godz. 10: 00 był taki tłum, że człowiek czuł się jak sardynka w puszce, ale nie ma się, co dziwić- Pogoda cudowna i w sumie nie wiele takich miejsc w naszej okolicy powodują, że ludzie tłumnie przybywają w takie miejsca.

" Delfinoteraia dzień 5 - sesja 3 "





Trzecia sesja należała również do bardzo udanych.

I pewnie niejednokrotnie się powtórzę i napiszę mniej więcej to samo, co o poprzednich sesjach i dniach, ale akurat żadnych niespodziewanych sensacji nie było, co nie zmienia faktu, że zapraszam do czytania, bo wiele jeszcze się wydarzyło podczas naszego pobytu w Turcji.

Z każdym kolejnym dniem moja Julka coraz to bardziej mnie zaskakiwała.

Aż wstyd się przyznać, że tak słabo wierzyłam w możliwości mojego dziecka.

Tego dnia Julka w sposób idealny wykonywała z „wujkiem” Marcinem (terapeutom) wszystkie poszczególne elementy terapii.

Nagraliśmy również kilka filmików, z których szczególnie jeden wprawia mnie w cudowny nastrój i nadzieję, że kiedyś może te, nóziaki mojej myszki w końcu będą „spokojne”, co ułatwi wszystkie podstawowe czynności, jakie musimy wykonywać przy Julce.

I nie będzie trzeba uważać i robić uniki przed kolejnymi kopniakami a przewijanie i kąpanie stanie się czynnością, do której nie będzie potrzeba dwóch osób tylko spokojnie sama będę w stanie sobie poradzić z tą na ogół „prostą” (niestety nie w naszym przypadku) czynnością.

Szczerze mówiąc do dnia dzisiejszego nie wiemy, dlaczego nogi Julki są ciągle w „kosmosie”.

Żaden lekarz nie jest w stanie (albo nie chce się zaangażować w leczenie naszego dziecka) nam powiedzieć, dlaczego nogi Julki tak a nie inaczej się zachowują.

Wszystko tłumaczą wcześniactwem i uszkodzeniami mózgu.

I na tym się kończy.

Nie neguję, że tak nie jest, bo doskonale wiem, że wiele z przypadłości Julki są właśnie spowodowane jej zbyt szybkiemu przyjściu na świat, ale myślałam, że jak zgłaszam lekarzowi jakiś problem, z którym już nie potrafimy sobie poradzić i z każdym kolejnym dniem (jak Julka rośnie i staje się coraz silniejsza) jest już tylko coraz gorzej to uzyskamy pomoc.

Czy to w postaci jakieś podpowiedzi, na jakie terapie się udać czy przepisanie jakiś środków farmakologicznych żeby w miarę możliwości oczywiście w jakimś stopniu „uspokoić” te nogi….

No, ale niestety nigdy nikt w tej kwestii nam nie pomógł a sytuacja naprawdę robi się coraz trudniejsza….

Najbardziej boli to, że nie jestem w stanie sama np. włożyć Julki do wózka ( jest silniejsza ode mnie-może to brzmi niedorzecznie i nieprawdopodobnie, ale tak właśnie jest.) żeby pójść na spacer czy żeby bez pomocy dodatkowej osoby poćwiczyć, pobawić się z nią.

Nie mówiąc już o wizytach u lekarzy czy uczestnictwo w terapiach.

Za każdym razem potrzebuję pomocy.

W październiku jedziemy do nowego neurologa do Cieszyna czeskiego.

Wiele dobrych i ciepłych słów słyszałam o tym lekarzu, więc mam ogromną nadzieję, że on nam pomoże i nie potraktuje jak „kolejny” przypadek, który trzeba odbębnić.

No, ale wracam już do filmików:

Na jednym z takich filmików widać kompletne rozluźnienie Juleczki.

Niesamowicie było obserwować jak Jula leży sobie na pleckach z nóżkami na delfinie i nie kopie go.





























Początkowo ta pozycja trochę mnie zaniepokoiła, bo bałam się, że Julka zacznie machać nóżkami tak jak to robi jak coś przy niej robię i zrobi krzywdę delfinowi, ale Marcin był czujny i bacznie obserwował ruchy Julki żeby w razie jakiegoś zagrożenia dla delfina szybko zareagować i podnieść nogi naszego małego „biegacza”.

Ta sesja rozpoczęła się jak również zakończyła totalnym zadowoleniem Julki.
Po powrocie do hotelu przez długi jeszcze czas nasz myszka było rozluźniona i spokojna.

Zajęcia grupowe tego dnia odbywały się na basenie.
Więc zaskoczenia nie było, że Julka była zadowolona i uśmiechnięta.

Niestety wieczór był znowu dość męczący zarówno dla Julki jak i dla nas.
Po raz kolejny problem z uśnięciem.

Po długich marudzeniach w końcu udało jej się usnąć i spała już spokojnie całą noc.

czwartek, 16 sierpnia 2012

" Delfinoteraia dzień 4 - sesja 2 "





Sesja druga tak samo jak pierwsza przebiegła bez jakichkolwiek utrudnień.

Julka była rozluźniona i zrelaksowana a uśmiech na jej buźce gościł częściej niż na pierwszej terapii.

Była tak rozluźniona i spokojna, że pozwoliła się nawet posadzić na delfinka.











Nie trwało to długo, ale zawsze coś…

Tym bardziej, że najczęściej bywa tak, że jak chcemy ją posadzić to automatycznie wygina się do tyłu i potwornie napina nogi jak również cały tułów.

Wygląda wtedy to tak jakby jej ktoś „gipsu nalał do buźki i całe ciałko zesztywniało”.

Nie wiem czy robi to celowo, świadomie czy może jest to niezależne od niej.

Trudno to stwierdzić, choć coraz częściej wydaje mi się jednak, że większość z jej zachować, czynów, ruchów jest jak najbardziej celowa i ona doskonale wie, co i kiedy chce zrobić.

Szczególnie jest to widoczne jak coś przy niej robię a ona natychmiast robi wszystko żeby utrudnić mi zrobienie tego, robię.

Pewnie wielu z Was teraz myśli sobie, „co ona pisze? Oszalała? Celowo robi na złość?”

Otóż tak kochani- doskonale wiem, co piszę.

A moją pewność utwierdza zawsze fakt, iż Julka uśmiecha się wtedy w specyficzny sposób (czyt. Urwisowaty uśmiech).

I nie jest to żaden mój wymysł czy wyobrażenie.

Zbyt często to obserwuję.

Z jednej strony czasem jest to trochę denerwujące, bo naprawdę potrafi mi tak utrudnić podstawowe czynności pielęgnacyjne, że głowa boli, ale z drugiej strony mam cudowny dowód na to, że Julka nie jest tak mocno jak większość lekarzy twierdziła upośledzona.

Świadomie myśli, co ma w danej chwili zrobić, żeby jak najefektywniej utrudnić mi wykonanie danej czynności, po czym w ten swój jakże cudowny, uroczy i urwisowaty sposób uśmiecha się a jak jej mówię żeby nie robiła mi na złość to robi to jeszcze mocniej i uśmiecha się tak, że, mimo że jestem zła od razu wszystko mi przechodzi i śmieję się razem z nią.

Ale wróćmy do sesji, bo jak zwykle rozpisuję się ( mój mąż zawsze się śmieje jak piszę do kogoś sms i pyta czy książkę pisze ha ha ha , ale tak już mam od zawsze jak się wciągnę w pisanie to już przestać nie mogę). :)

No, więc po pięknym siedzeniu i zgubieniu chustki na głowę przyszła kolej na „leżakowanie” na Allegro.
















Ta pozycja również przypadła do gustu Julce.

Dodać muszę, że w ubiegłym roku mowy nie było żeby Julkę położyć czy posadzić na delfinie, bo mogłoby się to skończyć” kontuzją” delfina, więc terapeuta nawet nie próbował.

W końcu bezpieczeństwo delfinów jest również bardzo ważne i bardzo się cieszę, że tu gdzie jeździmy dba się o to a w szczególności dbają o to terapeuci, bo to oni są z dziećmi w wodzie i to oni odpowiadają za bezpieczeństwo dzieci i delfina.

Oczywiście jest również treser delfina.

Jego rola w terapii jest również bardzo istotna, ponieważ to on wydaje komendy delfinom według sugestii terapeuty.

No, więc po raz kolejny wróćmy do tematu :)

Ta sesja była bardzo „owocna”.

Julka siedziała, leżakowała na Allegro dodatkowo była tak rozluźniona, że jej nogi bardzo sporadycznie machały ( a to nietypowe jak na nią. Jej nogi niestety prawie cały czas są w ruchu, zresztą ręce także (może z rękami nie jest to aż tak bardzo nasilone, ale jednak także się zdarza) a tym razem nóżki były spokojne nawet podczas leżenia w pozycji „ na brzuchu” na grzbiecie delfina.

Właśnie to jest najbardziej zaskakujące, ponieważ jak już nogi Julki były „spokojne” to w pozycji „na plecach” i to także tylko na małą chwilę a tutaj taka niespodzianka.

Musze chyba bardziej doceniać moje dziecko i wierzyć w nią ciut mocniej.

Na tej sesji postanowiła także sprawdzić jak „smakuje delfin”.

I nie mam tu zupełnie na myśli gryzienia.

Choć ja już myślałam, że ugryzie, bo Julka ma to do siebie, że jak tylko coś poczuje przy ustach natychmiast gryzie (oj, ile to ja razy byłam ugryziona to w palce jak wycierałam jej buźkę a to w usta jak jej buziaki dawałam a to w ramię czy brzuch jak się wygłupiałyśmy i bawiłyśmy), więc nic dziwnego, że jak zobaczyłam jak Julka ma swoje usta na delfinie i to w dodatku otwarte potwornie się przestraszyłam, że ugryzie tego biednego delfina.

Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłam zaalarmować Marcina.

Ale ku mojemu zdziwieniu (bacznie obserwowałam wargi Julki) Julia polizała delfina a następnie odsunęła usta i dopiero wtedy je zamknęła.

Coś niesamowitego.

Minę miała jednak nietęgą, ponieważ przy okazji tych lizańców spróbowała słonej wody, która w tym regionie jest naprawdę słona (kilkakrotnie bardziej niż w nasz Bałtyku).



Po obiedzie odbyły się zajęcia z chustą, które Julce również sprawiły wiele radości i bardzo jej podobały.

Zresztą nie tylko Julce- wszystkie dzieci były zachwycone podrzucaniem do góry.

I te chore i te zdrowe ( rodzeństwo naszych choróbek).

Żałuję tylko, że nasz aparat się rozładował i nie mogłam nagrać zabawy z chustą, bo radość Julki była bezcenna i zdecydowanie zasługiwała na pokazanie.

Wybuchała śmiechem tak głośno, że i mnie się to udzielało.





















Niestety nie wiadomo czy zajęcia z chustą jeszcze się odbędą, ponieważ owa chusta odmówiła posłuszeństwa i rozerwała się.

Po zajęciach grupowych udaliśmy się na basen.

To był nasz czas (czyt. Mama z Julką).

Juleczka „rozgadała” się niesamowicie.

Krzyczała tak głośno, że pewnie nie jeden turysta myślał, że się złości a ona po prostu była zadowolona w przeciwieństwie do mojego ucha….

Relaksowałyśmy się i pływałyśmy prawie godzinę (bez wychodzenia) a Julka oprócz wspomnianego wcześniej „rozgadania się” urzekała mnie widokiem swojego cudownego uśmiechu i zadowolonej buzi.

Wieczorne usypianie było z lekkim marudzeniem, ale sądzę, że było to chyba spowodowane tym, że w pokoju było bardzo gorąco i duszno (klimatyzacja nie działa jak jest się poza pokojem).

Po wychłodzeniu się pokoju Juliś zasnął i spał spokojnie calutką noc.

środa, 15 sierpnia 2012

"Wstęp do nowego bloga: Projekt Delfinoterapia"


Wstęp do nowego bloga:


                                          


                                    Projekt Delfinoterapia



Jak wiadomo początki są zawsze trudne tak jest i teraz w moim przypadku.
Zacząć bloga…..hmmm no cóż wydawało mi się, że będzie jak „ po maśle” w końcu przecież od stycznia prowadzę jednego bloga.
Jednak nie jest tak łatwo jak myślałam.
Pewnie z czasem się, wprawię i będzie już z górki, ale bardzo chciałam zacząć tak idealnie a raczej mi to nie wyjdzie.
Cóż czuję swego rodzaju presję…
Teraz reprezentuję nie tylko samą siebie (jak w poprzednim blogu), ale również Fundację Dobra Wioska
Czas wyjaśnić Wszystkim, o co chodzi w „Projekt Delfinoterapia”.
O tym, jaki mam stosunek do delfinoterapii większość z Was a w szczególności osoby mi bliskie doskonale wiedzą.
Od kiedy moja Julka w zeszłym roku miała szansę skorzystać z tego typu terapii głęboko wierzę w niesamowitą moc tych wyjątkowych „terapeutów”.
Nie będę się tu teraz powtarzać i po raz kolejny opisywać o efektach delfinoterapii u Julki, bo zrobiłam to już na moim pierwszym blogu:
Chętnych zapraszam do poczytania o niesamowitych i wręcz nieprawdopodobnych efektach u mojego dziecka.


A dokładnie w poście:


Więc do rzeczy….
Co to jest Projekt Delfinoterapia, skąd się wziął i jaki ma cel?
Już od bardzo dawna zastanawiałam się, w jaki sposób mogłabym się odwdzięczyć za całe dobro, jakie spotkało moją Julkę od ludzi zupełnie nam obcych.
Za to, że dzięki tym właśnie ludziom moje dziecko po raz kolejny pojechało na tą wyjątkową terapię.
Otóż sądziłam, że nie wiele mogę….
Moje środki finansowe nie pozwalają mi wesprzeć choćby jednego dziecka w tej długiej drodze prowadzącej, do delfinoterapii czy też, jakiejkolwiek innej formy rehabilitacji czy terapii.
Czasu za wiele także nie mam, żeby gdzieś się udzielać, (choć od września i w tej sferze sporo się zmieni, ale o tym innym razem….).
Więc co tu zrobić?
Jak pomóc mając tak ograniczone możliwości?
Chyba nie jestem w stanie nic zrobić- tak do niedawna myślałam.
Okazuje się, że mogę jednak zrobić bardzo wiele a dowiedziałam się o tym od Oksanki.
Moja współpraca z Fundacją Dobra Wioska rozpoczęła się na tegorocznym turnusie.
Tak teoretycznie oczywiście, bo praktycznie to dopiero teraz zaczynam działać.
Podczas długich i jakże miłych rozmów chłonęłam wiedzę o delfinach i terapii i coraz bardziej zakochiwałam się w tej formie terapii ( o ile można bardziej-, bo już od dawna wiem, bo doświadczyłam tych cudów na mojej córce jak wspaniały wpływ mają delfiny na chore dzieci i jakimi niesamowitymi są ssakami).
 Słuchałam również z wielką uwagą o potrzebach finansowych Fundacji, dzięki którym Fundacja mogłaby dofinansowywać wyjazdy na tą formę terapii.
Okazało się, że Fundacja potrzebuje osoby, która zajmie się szukaniem sponsorów na ten właśnie cel (projekt).
Pomyślałam, że to idealne zajęcie dla mnie.
Raz odwdzięczę się „losowi” za wszystkie cudowne gesty skierowane w kierunku mojej myszki, dwa mogę pomóc chorym dzieciom i ich rodzicom w marzeniach o wyjeździe na delfinoterapię.
Poczułam się cudownie z tą myślą i postanowiłam podjąć wyzwanie i spróbować sprawdzić się w nowym zadaniu.
Mam ogromną nadzieję, że mi się to uda i dzięki mojemu zaangażowaniu i osobom, które wejdą w projekt kilkorgu przynajmniej dzieciom uda się wyjechać na terapię i poprawić, choć w minimalnym stopniu stan swojego zdrowia.
Wiem ile wysiłku i ogromnego samozaparcia potrzeba rodzicom chorych dzieci żeby zebrać pieniążki na potrzebne leczenie tym bardziej jestem prze szczęśliwa i z dumą ogłaszam o mojej współpracy z Fundacją Dobra Wioska.



 A oto moje upoważnienie:


" Delfinoterapia dzień 3- sesja 1 "







Dzień trzeci był dniem pierwszej sesji z delfinami.

Nie ukrywam, że bardzo byliśmy tym faktem przejęci.

Niby wiedzieliśmy z ubiegłego turnusu jak będzie sesja wyglądała, ale nie zmienia to faktu, iż byliśmy 
 podenerwowani i zaniepokojeni jak Julka zareaguje na spotkanie z Allegro
 (tak nazywa się delfin, z którym Julka pracowała).


Pamiętając sytuację z zeszłego roku nie zawsze napawającą optymizmem nasze obawy wydawały się jak najbardziej na miejscu.

Terapia zaczynała się o godzinie 10: 30 (czasu polskiego o 9:30).

W delfinarium byliśmy już ok. godz. 10:00.

Zawsze wychodziliśmy wcześniej ze względu na to, że nie do każdego dolmusza (tak nazywają się busiki w Kusadasi, które jeżdżą na ogół, co 5 minutek) się mieściliśmy.

Na myśli tu mam, że wózek Julki jest dość szeroki a busiki stosunkowo małe i z różną otwieralnością drzwi.

Więc do jednych spokojnie udawało nam się wejść a do niektórych niestety nie.

Stad nasza nadgorliwość w pojawianiu się przed czasem w delfinarium.

Ale to, że pojawialiśmy się wcześniej w niczym nie przeszkadzało.

Mieliśmy czas na spokojnie Julkę przygotować do sesji (czyt. Ubrać pampers do wody, piankę, kamizelkę).

A jednocześnie po podglądać jak dwa delfinki Ada i Celsjusz ( niebiorące udziału w terapiach a w niesamowitych pokazach) szaleją beztrosko po dużym basenie.

Po tak długim oczekiwaniu i usilnych próbach zdobycia środków na drugą delfinoterapię nadszedł w końcu ten moment….

Z niepokojem patrzyliśmy jak Marcin razem z Julką wchodzą do basenu, w którym odbywała się terapia.

W tym samym basenie odbywała się także druga terapia z udziałem dziewczynki o imieniu Karina.

Jej terapeutką była Oksana.

Oksana jest prezesem Fundacji Dobra Wioska - zajmującej się organizowaniem tego typu terapii.

Karina miała do swojej dyspozycji delfinka o imieniu Isis.

Isis niedawno urodziła „dziecko”.

Jej maleństwo ma ponad dwa miesiące.

I szaleje obok mamy podczas terapii.

Jednak mama czujnym okiem kontroluje, aby maluch za blisko nie podpłynął.

Maluch jest uroczy i prześliczny.

 Oto kilka cudownych fotek mamusi z dzidzią:

(zdjęcia podkradzione z profilu na facebooku

Izabela Haraburda  )


















                                         A tu mama Isis, maleństwo i ciotka Allegro:)








W późniejszych postach opiszę Wam pewną historię związaną z Isis.

A teraz wracam do Julki, bo to ona przecież jest główną bohaterką tej niesamowitej przygody z delfinami.

Po wejściu do wody nastąpiło przywitanie Julki z Allegro.

Nie wiem czy Julka pamiętała delfina z zeszłego roku, ale wydaje mi się, że jednak tak, bo zareagowała cudownie.

Pojawił się niesamowity uśmiech na jej twarzy.......... ale na moment.

Później wydawało mi się, że nie czuje się zbyt pewnie.

Nie była jeszcze przekonana, że jest bezpieczna w obięciach terapeuty (takie odniosłam wrażenie).

Jednak ten stan długo nie trwał już po chwili było wiadomo, że Julka doskonale czuje się w towarzystwie delfina jak również Marcina i doskonale wiedziała, że w jego obecności nic złego i przykrego jej nie spotka.

Jednak będąc czujnym terapeuta postanowił na początek zostać na płytszej wodzie ( w zeszłym roku Julka bała się głębokiej wody) i rozpocząć terapię bardzo delikatnie, co Julce jak najbardziej przypadło do gustu.

Głaskanie, przytulanie były jak najbardziej w guście Julki.

Sonarowanie także przebiegałało, bez jakich kol wiek komplikacji.

Sonarowanie to moment, kiedy głowa dziecka skierowana jest na głowę ( tak zwany melon) delfina.
























Delfiny przez cały czas wysyłają ultradźwięki (sonar), ale w momencie, kiedy dziecko jest zrelaksowane i wyciszone a jego główka przylega do melona delfina, ssaki te również się relaksują i wysyłają zdecydowanie silniejsze i mocniejsze ultradźwięki.

Na nasze szczęście w tym roku Julka była niesamowicie zrelaksowana i rozluźniona i lubiła pozycję przytulania się głowami.

Czasami jednak bywa tak, że dziecko w ewidentny sposób odmawia "sonarowania" więc niestety mimo chęci terapeuty nie ma możliwości wykonać tego "ćwiczenia".

Nie wolno dziecka zmuszać i na siłę trzymać w tej pozycji ponieważ może ono się całkowicie zniechęcić do "obcowania" z delfinem.

Sonar tak czy siak będzie wysyłany tyle,że słabszy.

Julia w zeszłym roku o ile pamięć mnie nie myli bardzo sporadycznie miała przykładaną głowę do melona delfina, właśnie ze względu na to, że nie pozwalała na to i się buntowała.

Jednak mimo tego efekty jakie poczyniła po zeszłorocznej terapii są ogromne i wręcz nieprawdopodobne.

SONAR- Delfiny mają naturalny sonar, który emituje fale ultradźwiękowe w celu zlokalizowania rzeczy i komunikacji, a proces ten nazywany jest ” echolokacją „. Naturalny sonar delfina podobny jest do naszego ultrasonografu, ale częstotliwość ultradźwięków w przypadku delfinów jest cztery razy wyższa. Pozwala to delfinom wykrywać nieprawidłowości i stany chorobowe w ludzkim ciele, a następnie stymulować chore tkanki do regeneracji. Uważa się, że częstotliwość sygnałów wysyłanych przez delfiny ma głęboki wpływ na ludzki mózg, zmieniając aktywność fal mózgowych. Wyniki badań EEG przeprowadzonych na ludziach, którzy doświadczyli echolokacji wykazały, że częstotliwość fal ludzkiego mózgu spada z poziomu beta do alfa. Stwierdzono również, że obie półkule mózgu wchodzą w synchronizację, co oznacza podniesienie świadomości oraz wielokrotnie zwiększoną zdolność uczenia się.


No i tym sposobem zakończyliśmy pierwszą sesję z delfinami na tegorocznym turnusie.

Było dobrze- oby tak dalej….



Zajęcia popołudniowe w tym dniu odbywały się na basenie.

Wszystkie rodziny ( no prawie wszystkie, bo dwie z innego hotelu nie pojawiały się na tych zajęciach) stawiły się o wyznaczonej porze na małym basenie.

Podczas tych zajęć jest bardzo dużo zamieszania, ( ale takiego pozytywnego), bo oprócz nas uczestników turnusu są przecież inni goście hotelu.

Zajęcia te mają na celu przede wszystkim to, aby dzieci, które niezbyt chętnie współpracują z terapeutom i delfinem podczas delfinoterapii oswoić ze środowiskiem wodnym, terapeutom i …… delfinem.

Oczywiście w basenie nie ma żywego delfina ha ha ha :), ale jest za to duży dmuchany, który również sprawiał wiele radości dzieciakom.

W związku z tym, że Julka dobrze przyswoiła się do terapii (w sumie to dopiero pierwsza sesja, ale miejmy nadzieję, że tak zostanie do końca) terapeuta skupił się bardziej na dzieciach, które stwarzały problemy podczas terapii.

O Julce oczywiście nie zapomniał, bo po skończonych zajęciach na basenie już w swoim wolnym czasie wydurniał się z nią w wodzie, robił masaż piłką po nóżkach, pływali razem, co Julce sprawiało ogromną frajdę.

Od kiedy na basen zakładamy Julce kamizelkę zauważyliśmy, że zdecydowanie pewniej i bezpieczniej czuje się w basenie.

Nie jest w stanie ni z tego ni z owego zgiąć się w pół i zanurzyć twarz w wodzie, ponieważ kamizelka jej to uniemożliwia.

Właśnie tym sposobem przestała koncentrować się na napinaniu, wyginaniu i prężeniu i zaczęła czerpać przyjemność z zabawy w basenie.

Widać było ile przyjemności i relaksu jej to daje.

Wieczorne usypianie tego dnia również było super.

Zasnęła bez jakichkolwiek złości i marudzenia.

Albo oswoiła się już ze zmianą otoczenia albo pierwsza sesja z delfinami dała o sobie znać…..