W skansenie
pierwszy i w sumie ostatni raz byłam w szkole podstawowej.
Pamiętam
doskonale, że ta wycieczka nie przypadła mi do gustu- potwornie mnie to
nudziło.
Więc jak
Mirek zaproponował, żebyśmy wybrali się z dziećmi do skansenu pomyślałam sobie,
że to najgorszy pomysł, jaki mógł mu wpaść do głowy.
No, ale nie
chciałam mu podcinać skrzydeł i postanowiłam, że zgodzę się na jego pomysł.
Choć przyznam
szczerze, że byłam pewna, że ten dzień jak i cała wyprawa okaże się totalną
porażką i nudą….
Jednak bardzo
się pomyliłam.
Tym razem
skansen wydał mi się bardzo ciekawy i interesujący.
Czas mijał
bardzo szybko a my świetnie się bawiliśmy.
O dziwo
nawet Dawid był bardzo zadowolony i bardzo przeżywał wszystko, co oglądał.
Wszystkie te drewniane domki wyglądały cudownie i przyznam szczerze, że z miła chęcią zamieszkałabym w takim.
Choć oczywiście wystrój wnętrza bez wątpienia musiał by ulec zmianie. :)
A to zdjęcie zrobił nam nasz cudowny czteroletni synuś:)
Julka również
uśmiechnięta od ucha do ucha przez prawie cały nasz pobyt w skansenie.
Myślałam, że
Dawidek po jakimś czasie zacznie marudzić, że mu się nudzi czy coś w tym rodzaju,
ale po raz kolejny się pomyliłam.
Choć pod sam
koniec zaczął narzekać, że bolą go nóżki, ale wcale mu się nie dziwię, bo po
pierwsze mnie również już nogi bolały a po drugie dreptaliśmy już ponad trzy godziny,
więc nic dziwnego, że nózie odmawiały mu już posłuszeństwa.
Kurcze tak
sobie myślę po całej tej wycieczce jak bardzo moje upodobania i to, co lubiłam kiedyś
a czego nie zmieniło się.
Nawet nie
spodziewałam się, że ten dzień będzie tak udany a czas spędzony w skansenie tak
miły….