Dziś znów się trochę nadziało.....
Od środowego
podania leku przeciwpadaczkowego Julia była tak spokojna, że aż trudno było
uwierzyć.
Nie było tak
masakrycznie dużo ruchów nóg, rąk, nie było sztywnienia całego ciała,
pobudzenia, nerwowości, Julia zasypiała bez problemów wieczorem i spała
spokojnie całą noc.
Nie wiem czy
jest możliwe aby lek tak długo działał ,niemniej jednak była zdecydowana
poprawa.
Niestety dzisiejszej nocy znów się zaczęło- nie tak intensywnie jak to bywało w
domu ale jednak.
Zaczęło się
już od wczorajszego wieczora- miała ogromny problem z zaśnięciem ( przypominam
, że cierpi na zaburzenia snu) , znów pojawiły się ciągłe „szurania” nogami, wymachiwania bezwładnie nimi, machanie
przecząco głową.
W końcu
zasnęła , jednak sen już nie był tak spokojny jak przez kilka poprzednich dni,
powtarzały się nieustannie wszystkie ( sama nie wiem jak to nazwać ) objawy
które towarzyszyły jej zanim jeszcze usnęła.
Z tą różnicą
,że już spała.
Mimo to co jakiś czas nogi „fruwały, szurały” , pojawiały się dziwne wygięcia
ciała które potrafiły ją np. przerzucić na brzuszek.
Od rana również
była bardzo niespokojna, pobudzona, nerwowa, jej ciało było tak sztywne ,że nie
umiałam jej podnieść na łóżku żeby przesunąć ją wyżej ( jakby kij połknęła) i
to calutkie ciało –łącznie z nogami….
Zgłosiłam to
na wizycie lekarskiej.
Fakt ten
został zgłoszony neurologom- jutro mają przyjść do Julii.
Jak się
okazało na wieczornej wizycie lekarskiej była pani doktor neurolog bo akurat
ona miała dziś dyżur nocny na szpitalu.
Postanowiłam wykorzystać ten fakt i powiedzieć co się działo….
Rozmowa do
przyjemnych niestety nie należała .
Znów
zostałam tak wytrącona z równowagi , że jak tylko pani doktor opuściła naszą
salę poryczałam się jak cholera….
Oto moja
rozmowa z panią doktor:
P. doktor: Czy były jakieś napady?
Ja: Teraz
nie ,ale w nocy i rano znów się pojawił taki i taki stan ( nie będę Wam znów
pisać tego samego co już wyżej opisałam- wymieniłam te wszystkie niepokojące
zachowania)
P. doktor:
Ona tak może mieć- to u niej normalne
Ja: Nie
zgadzam się z panią doktor. To nie jest u niej normalne.
Jak jej nic
nie dolega to się tak nie zachowuje-od czwartku było naprawdę dobrze jeżeli
chodzi o napady i dziwne zachowania Julii.
P: doktor:
Nie znam dziecka, nie będę się wtrącać…….
Ja: szok-
nic nie powiedziałam bo już mi się wyć chciało….
Na koniec
pani doktor zapytała jeszcze czy po 15 godzinie był jakiś napad ( ona dyżur
zaczynała właśnie od 15 więc chyba w nosie miała co działo się wcześniej).
Na to ja ,że
nie było .
Więc pani
doktor powiedziała to dobrze, dobranoc i wyszła……
W głowie mi
się to nie mieści, jest neurologiem- ja zgłaszam niepokojące objawy a ona to
olewa….
Przeczy sama
sobie. Z jednej strony mówi, że Julia tak może mieć, że to u niej normalne a z drugiej , że nie zna
dziecka i nie będzie się wtrącać….
To w takim
razie skoro jak twierdzi, że nie zna dziecka to dlaczego mówi , że Julia może
tak mieć i że w jej przypadku to normalne?????
Po raz
kolejny zawiodłam się na neurologach z Chorzowskiego Centrum Pediatrii i
Onkologii.
Dziwią się ,
że jeździmy do Krakowa do lekarza ( może przez to nie chcą nas leczyć i nie
słuchają co do nich mówię ) ale dlaczego nie zadadzą sobie pytania dlaczego
jeździmy do Krakowa???
Ano dlatego,
że takie właśnie przez wiele lat mieli podejście do Julki.
Bagatelizowali
wszystko- mówiąc ,że to w jej przypadku normalne.
Guzik
prawda.
Znam ją
najlepiej- jestem z nią od 12 lat.
I jak nic
jej nie dolega jest wesołym, ciągle roześmianym dzieckiem ( z ruchami
mimowolnymi).
Ale jeżeli
coś się dzieje to Julia od razu staje się nerwowa, pobudzona, nie da się
dotknąć, nogi i ręce w kosmosie, płacze, nie śpi w nocy, ciągle szura nogami,pręży się,wygina, jest tak sztywna,że prędzej bym ją całą połamała a niżeli zgięła którąkolwiek część ciała ( bądź wyprostowała) płacze, itp….
Już nie wiem jak ich mam przekonać, że taki stan u Julki nie jest czymś
normalnym, że ona tak się zachowuje tylko jak jest ( jak dla mnie napad
padaczkowy).
W zasadzie
nie tylko dla mnie bo i nasza pani doktor która jest u nas średnio raz w
tygodniu także widząc Julię w środę powiedziała , że ona ma napad i że taki stan nie jest podobny do Julki, hospicjum
które też często do nas przyjeżdża widzi i mówi , że napad, Julii
wychowawczyni (cudowna pani Gosia) też
często zauważa dziwne wygięcia Julkowego ciała.
Tylko nasi
chorzowscy neurolodzy twierdzą, że to normalne.
Masakra
jakaś.
Jutro mamy
konsultację neurologiczną.
Ciekawe co
tym razem usłyszę???
Bo jak znów
to samo to obawiam się, że nie wytrzymam i powiem co mi na wątrobie siedzi…..
Mieli się
kontaktować z naszym lekarzem z Krakowa żeby jakąś wspólną strategię leczenia
ustalić ( po moich sugestiach bo sami nic nie chcieli robić) ciekawe czy doszło
do takiej rozmowy???
Jutro
powinno się to wyjaśnić- oby pozytywnie dla Julki bo to wszystko ją męczy.
Przychodzą
tak potężne przykurcze, że aż momentami płacze- podejrzewam, że z bólu…..
Jutro także
przychodzi chirurg w sprawie PEGA.
Także dzień
pełen „ wrażeń „ nas czeka….
A i jeszcze
USG jamy brzusznej też jutro….
Z dobrych
wieści jest tylko albo i aż to , że CRP ( wskaźnik stanu zapalnego) spadł.
Choć to dla
mnie też dość dziwna sprawa bo w środę Julka miała go na poziomie 69 gdzie
norma to 5 a dziś było 6.
Dodam, że
żadnych leków nie dostawała ( prócz tych swoich które ma na stałe) żadnych
antybiotyków, żadnych przeciw wirusowych…
Więc CRP
spadło samo bez „wspomagaczy” .
Dziwna
sprawa. A może tylko mnie się tak wydaje......