Miałam zamiar wczoraj zdać relacje z wizyty w Warszawie i w
studiu "Dzień Dobry TVN", ale byłam totalnie wykończona i zmęczona.
Po prostu nie chciało mi się i jakoś nie miałam weny
twórczej :)
Często mam tak, że w głowie wszytko sobie poukładam i wiem,
co i jak chcę Wam napisać a jak przyjdzie, co, do czego to wszystko jakoś się
ulatnia…
No, ale mam nadzieję, że teraz uda mi się w ciekawy sposób
napisać i opowiedzieć wam moje wrażenia.
Do Warszawy wyruszyliśmy w czwartek ok. godziny 13.
Obawy, że Julka źle zniesie podróż i będzie marudna okazały
się bezpodstawne.
Jula była grzeczniutka i wesolutka.
Dzielnie znosiła postoje w korkach, których niestety było mnóstwo
z powodu rozbudowy dróg.
Swoją drogą oni chcą z tymi drogami zdążyć przed Euro?
Nie wierzę w to- wszystko jest w stanie totalnego chaosu….
Optymistami są Ci, którzy sądzą, że im się to uda.
Będzie potworna kompromitacja.
Zamiast łatwego, szybkiego dojazdu do stolicy będzie
wielogodzinna podróż przeplatana postojami w korkach i jazdą 40/50 km /h
maksymalnie.
Ale cóż nasz rząd zawsze jest optymistycznie nastawiony do
większości swoich projektów a co z tego wychodzi wiemy wszyscy sami.
No, ale koniec o drogach, czas skupić się nad tym, co jest
bardziej ciekawsze.
Po długiej i straszliwie męczącej podróży w końcu dotarliśmy
do hotelu.
Była godzina chyba 19, no może trochę przed.
Oczywiście pierwsze kroki skierowane były do recepcji w celu
meldunku.
Pokój okazał się cudowny.
TVN postarał się nie ma, co.
Bo dodać muszę, że za hotel nie płaciliśmy ani grosza za
wszystko zapłacił TVN.
Zresztą za paliwo również mają nam zwrócić (czekam na przelew).
Najtańszy pokój w tym hotelu to wydatek rzędu 850 zł za
dobę.
A tak wyglądał ekran telewizora w naszym pokoju.
No, ale cóż w końcu to stolica, hotel w samym centrum Warszawy
i w dodatku jakieś 5 minut drogi do studia Dzień Dobry TVN.
Julia niestety przed zaśnięciem bardzo się złościła, ale
było to spowodowane jej zmęczeniem i tym, że ona ma już swój system dnia.
W domu śpi już ok. godziny 19 a tam musiała jeszcze zjeść dostać
wszystkie leki, więc sporo się to wszystko przesunęło w czasie.
Ale jak już zasnęła to spała calutką noc.
Nic dziwnego, że spało jej się tak dobrze.
Łóżko ogromne, wygodne, pokój klimatyzowany, więc nie było
ani za ciepło ani za zimno ani za duszno.
Wyglądała tak słodko i uroczo.
Mirek też dość szybko zasnął, ale nic dziwnego- cały tydzień
miał nocną zmianę w pracy i bardzo mało spał, bo najpierw w środę kamery TVN
towarzyszyły nam cały dzień, więc spał może raptem ze dwie godzinki później w
czwartek również za długo nie pospał, bo musieliśmy wyruszyć w drogę.
A ja ze zdenerwowania miotałam się po całym pokoju.
Stres tak mnie zdominował, że nie mogłam normalnie spać.
Budziłam się, co chwile, kręciłam z boku na bok układając w głowie,
co i jak chce powiedzieć, przygotowywałam w myślach odpowiedzi na różną ewentualność,
bo niestety pytań wcześniej nie znałam.
W konsekwencji wszystko, co sobie ułożyłam prysło jak bańka
mydlana.
W końcu za oknem zaczęło się przejaśniać.
Julka wyspana, więc uchachana od samego rana.
Tak szalała, że włożyłam mi niefortunnie palec do oka.
Potworne uczucie, chyba ze 40 minut oko mi łzawiło.
Po wypiciu porannej kawy, nakarmieniu Juleczki i
przyszykowaniu się do wyjścia wyruszyliśmy do studia „Dzień Dobry TVN”
Droga nie była daleka (ok. 5 minutek pieszo), ale i tak
zdążyliśmy się pogubić. :)
Ja jak to ja z natury nie cierpię się spóźniać.
Wolę czekać godzinę niż 5 minut się spóźnić.
Takim, więc sposobem do studia „Dzień Dobry TVN” przywędrowaliśmy,
co najmniej 40 minut przed czasem.
Jednak żeby dostać się na 9 piętro (tam mieści się studio)
trzeba przejść przez szereg kontroli.
W sumie nic dziwnego, bo gdyby nie te kontrole to każdy
mógłby się tam dostać.
Po sprawdzeniu przez panią ochroniarz czy jestem na liście
gości zaproszonych kolejny ochroniarz specjalnym kodem odblokował winę, która
zawiozła nas na to magiczne 9 piętro.
Tam czekała kolejna kontrola.
Po przejściu tej ostatniej weszliśmy do studia.
Kurcze jakoś dziwnie się czułam przecież zawsze oglądałam to
miejsce tylko i wyłącznie na ekranie swojego telewizora i nigdy nie sądziłam,
że kiedykolwiek będę miała okazję być w tym miejscu.
Z powodu tego, że zjawiliśmy się troszeczkę przed czasem
grzecznie i spokojnie czekaliśmy na swoją kolej na kanapie dla gości.
Julia trochę znudzona całą sytuacją postanowiła strzelić sobie małą drzemkę:)
Panie makijażystki pracowały pełna parą.
Na jednym z foteli siedziała pani Maja Sablewska.
Muszę przyznać, że bardzo ładna z niej kobietka.
Zawsze myślała, że tak fantastycznie wygląda( w sumie nie
tylko ona, ale również inne gwiazdy) z powodu tony makijażu.
Nic bardziej mylnego.
Na własnej skórze przekonałam się, że wcale dużo tych „ulepszaczy”
nie ładują na buzię.
Nie wiem, dlaczego ale na ekranie telewizora pani Maja
zawsze wydawała mi się zdecydowanie niższa niż jest w rzeczywistości.
Na kolejnym fotelu siedział pan Robert Leszczyński.
Śmiesznie to wygląda jak mężczyzna jest malowany, ale cóż
zrobić, żeby światła się nie odbijały trzeba się poświęcić.
Szczerze mówiąc ja sama czułam się niczym jakaś celebrytka.
Pani makijażystka grzecznie poprosiła mnie żebym w wolniej
chwili przyszła się pomalować i uczesać.
Jeszcze nikt nigdy mnie nie malował, zawsze robię to sama.
Ale było fajnie. :)
Po skończeniu przygotowań zostało parę chwil do mojego
wystąpienia.
Ależ miałam stresa, kurcze bałam się jak nie wiem.
Podziwiam tych wszystkich ludzi, którzy pracują przed
kamerą-Naprawdę.
Choć pewnie to kwestia przyzwyczajenia.
Im dłużej się czymś człowiek zajmuje tym bardziej się
przyzwyczaja i różne rzeczy przychodzą mu łatwiej.
No, ale z racji tego, że ja się nie zajmuje niczym, co jest
związane z kamerą i telewizją miałam ogromną tremę.
Tym bardziej, że okazało się, że będę sama rozmawiać z panią
Jolą bez Mirka i bez Julci.
Ale cóż już nie było odwrotu.
Ostatnia reklama i wchodzę…
Przed samą rozmową z panią Jolantą Pieńkowską stało się coś
dziwnego ze mną.
Stres niestety nie zniknął i nadal miałam tremę, ale jakiś
dziwny spokój czułam wewnątrz siebie.
Pewnie to trochę dziwnie brzmi, bo przecież te dwie emocje
są zupełnie sprzeczne, ale tak właśnie było i nie umiem tego wytłumaczyć.
Już na live nie czułam prawie obecności kamer.
Świetnie jest to tam wszystko zorganizowane.
Kamery nie znajdują się centralnie obok osób występujących
przed nimi tylko sporo, sporo dalej.
Może właśnie, dlatego nie czułam ich obecności.
I może to mi pomogło, bo stres nie zjadł mnie totalnie i
jakoś sobie poradziłam.
A rozmowa dała się odczuć jak normalna rozmowa poza
kamerami.
Oczywiście po obejrzeniu tego już w domu wiele bym zmieniła,
bo należę do osób, które nigdy nie są z siebie zadowolone w 100%.
Ale jak było tak było i nie da się już nic zmienić.
Najważniejsze, że sprawa nabrała rozpędu i rozgłosu, bo może
dzięki temu uda się uzbierać potrzebne pieniążki nie tylko na delfinoterapię w
tym roku, ale również w przyszłym.
Julia będzie wymagała rehabilitacji i terapii różnego
rodzaju pewnie do końca życia także koszty są ogromne.
Rehabilitacja ruchowa jest równie istotna i potrzebna jak
delfinoterapia.
To dzięki niej Julia mając 8 lat nie ma żadnych przykurczy a
w Dziecięcym Porażeniu Mózgowym to raczej rzadkość.
Ale wracając do „Dzień Dobry TVN” muszę powiedzieć, że pani
Jolanta Pieńkowska to bardzo miła i sympatyczna pani.
Wiele czytałam negatywnych komentarzy na jej temat i ja nie
mogę się zgodzić z żadnym z nich.
W stosunku do mojej osoby była bardzo miła i uprzejma.
Z cudowną czułością patrzyła na moją Julkę i z ogromnym
przejęciem dopytywała o szczegóły ( już po naszej rozmowie na żywo).
Mówiła i uśmiechała się do Juleczki a Julia odwdzięczała się
również uśmiechem.
Pewnie wielu z Was zastanawia się teraz jak udało mi się
dostać do „DDTVN”, co takiego zrobiłam?
Otóż kochani zupełnie nic nie zrobiłam.
TVN sam do mnie zadzwonił (ciekawe skąd miał numer-może z
bloga).
Było to w poniedziałek.
Sama byłam totalnie zaskoczona, bo nie spodziewałam się tego
zupełnie.
Jeszcze nie do końca oswoiłam się z myślą, że Onet również
włączył się w nagłośnienie sprawy umieszczając nasz materiał z Telekuriera w wiadomościach
krajowych a tu już telefon z TVN.
Początkowo wahałam się czy się zgodzić.
Pomyślałam sobie, że dopiero został puszczony Telekurier z
naszym udziałem i znowu ma być kolejny reportaż?
Bałam się, że ludzie pomyślą, że pcham się gdzie popadnie i
negatywnie to odbiorą a w konsekwencji nie uda się uzbierać brakujących
pieniążków.
Jednak po głębszym przemyśleniu stwierdziłam, że taka szansa
już się może nie powtórzyć i nie mogę jej zaprzepaścić tym bardziej, że to
przecież TVN największa (chyba) i najczęściej oglądana stacja.
To takie 5 minut Julci i muszę je wykorzystać najlepiej jak potrafię.
Dlatego właśnie się zgodziłam.
Efekty tego, co przygotował „Dzień Dobry TVN” mogliście
obejrzeć wczoraj w programie na żywo a Ci, którzy nie widzieli a mieli by
ochotę zapraszam do obejrzenia.
Oto link:
No cóż to by było chyba na tyle relacji z tej przygody.
Jak mi się coś jeszcze przypomni to napisze.