Jak zwykle z dużym opóźnieniem piszę kolejnego posta.
Musicie mi jednak to wybaczyć (i mam nadzieję, że to uczynicie ;P ) ale czasami bywa tak, że albo nie mam czasu albo wydarzy się "coś" co całkowicie wybije mnie z rytmu i chęci do pisania....
Ale już jestem i kontynuuję dalszą część relacji. :)
Reszta dni i sesji wyglądała bardzo podobnie do poprzednich, dlatego postanowiłam, że napiszę o nich w jednym poście, ponieważ nic zaskakującego i nowego już się nie wydarzyło i pewnie już bym WAS zanudziła pisząc w kółko jedno i to samo.
Wszystko najbardziej istotne i zaskakujące już Wam opisałam we wcześniejszych wpisach i każdy kolejny dzień wyglądał mniej więcej tak samo jak poprzednie.
Po kryzysowej piątej sesji był dzień wolny od terapii.
Ten dzień spędziliśmy na spacerowaniu po Kusadasi, wstąpiliśmy również na tamtejszy cotygodniowy bazar.
Bazar jak to bazar- dużo ludzi i hałasu.
Z każdej strony jakiś handlarz próbował nas nakłonić do kupienia jakiś towarów na jego stoisku.
Tureccy handlarze mają to do siebie, że bardzo lubią się targować, dlatego nie warto z tego rezygnować, ponieważ można zejść z narzuconej ceny nawet o połowę.
Resztę dnia spędziliśmy z Julką na leniuchowaniu, aby nabrać siły i ochoty na kolejną sesję delfinoterapii.
Powiem Wam, że ten dzień wolny był jak najbardziej potrzebny najwidoczniej przez pięć poprzednich sesji Julka dostała tak ogromną dawkę stymulacji, że po prostu nie była sobie w stanie z nią poradzić stąd ta kryzysowa ostatnia sesja.
Jednak po dniu wolnym Julka odpoczęła i już nie było żadnego buntu z jej strony tylko totalne rozluźnienie, zadowolenie i przyjemność czerpana z „zabawy” z delfinkiem.
Już do samego końca, czyli do 10 sesji Julka nie okazywała zdenerwowania i z przyjemnością pływała z Allegro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz