Żad­na noc nie może być aż tak czar­na, żeby nig­dzie nie można było od­szu­kać choć jed­nej gwiaz­dy. Pus­ty­nia też nie może być aż tak bez­nadziej­na, żeby nie można było od­kryć oazy. Pogódź się z życiem, ta­kim ja­kie ono jest. Zaw­sze gdzieś cze­ka ja­kaś mała ra­dość. Is­tnieją kwiaty, które kwitną na­wet w zimie.

piątek, 1 listopada 2013

" Dyniowy zawał serca.... "





Dyniowy zawał serca......


Sabinka… przepraszam musiałam to opisać :)

Ale zacznijmy od początku.

Już chyba od miesiąca Dawid nieustannie prosił mnie żebym kupiła mu dynie bo chciałby z niej zrobić dynio-potworka na halloween. 

Wedle obietnicy kupiłam ale za wcześnie i dynia zaczynała się psuć więc żeby się nie zmarnowała zrobiłam z niej pyszną potrawkę z kurczakiem i pieczarkami.

Dawid nie był zachwycony tym rozwiązaniem bo…. Stracił dynię.
Jednak po obietnicy, że kupię mu nową od razu się rozchmurzył.

Tym razem jednak poczekałam z zakupem aby sytuacja się nie powtórzyła.
Kupiliśmy dynię- w dodatku dwie.
Dawid był zachwycony.

Strasznie przeżywał i nie mógł się doczekać tworzenia z nich dynio- potworków.
Tym bardziej, że pozwoliłam mu wycinać.

Jednak zastrzegłam, że najpierw tata natnie ją porządnie a później on nożem z zastawy stołowej ( bo nie są ostre) dokończy dzieła.

Niestety nie przewidzieliśmy, że dyniak będzie tak uparcie zaciskał skórę, żeby go nie kaleczyć.

Skóra okazała się tak twarda, że nawet Mirek miał problem, żeby się przez nią przebić.
Początkowo Dawid był zasmucony ale duży i mądry z niego chłopak więc zrozumiał, że nie da rady- choć musiał dostać tego dowód.

Próbował wypchnąć wycięty już nos i na nic się to zdało.
Dopiero jak przekonał się że sam sobie nie poradzi odpuścił.

Dyńko- potworki dokończył więc tatuś i muszę przyznać, że nie spodziewałam się tak fantastycznego efektu. 
Jednak zdolna bestia z tego mojego męża. :)
Za rok muszę znaleźć mu bardziej skomplikowany wzór.

Mimo, iż Dawid zbyt wiele wkładu nie włożył w tworzenie arcydzieła, radości miał co niemiara. 

Po skończeniu dyńko- potworków postawiliśmy je na parapecie w kuchni oczywiście ze świeczką w środku.

I tu zaczyna się historia o dyniowym zawale serca. :) :) :)

Otóż moja sąsiadka, kochana Sabinka o mały włos (jak to sama stwierdziła) nie dostała zawału serca przez nasze dynie.

Wracała sobie kobiecinka wieczorkiem z pracy i będąc kawałek od naszego domu zauważyła płomienie w naszym oknie a że było już ciemno nie widziała, że to tylko dwa niewinne dyńko- potworki stoją na oknie.

Tak się biedulka przestraszyła, że u nas się pali, że zaczęła biec w kierunku okna i w pośpiechu wyciągać telefon z torebki aby wezwać potrzebne służby.

Jeden pożar sąsiadki z góry już przeżyła więc pewnie tym bardziej była przerażona. 

Jakże się zdziwiła dobiegając pod okno. :P :P :P

Kilka emocji jednocześnie nią targało.
Stanęła pod oknem i zaczęła się śmiać.

Przez śmiech przechodził pewnie i gniew bo nie potrzebnie tylko naraziła się na zadyszkę.:)

Ja ze swojej strony chcę przeprosić moją kochaną sąsiadeczkę, za narażenie jej na utratę zdrowia lub nawet życia. ;)  :)

I podziękować z całego serducha za jej czujność.

Cudownie jest wiedzieć, że ma się tak wspaniałe sąsiadki które nie przechodzą obojętnie tylko reagują jak widzą, że coś jest nie tak.
Teraz wiem, że jakby się naprawdę coś złego u nas działo na Sabinę możemy liczyć. :)

Nawet jeśli w rzeczywistości to tylko dyńko- potworki. :)
 
Mam nadzieję, że Sabinka dobrze spała tej nocy i żadne pożary z dyniami w roli głównej jej się nie śniły. :) :) :)

A poniżej kilka fotek naszych winowajców:

                                                        Zyzio i Dyzio :)
















                                                             Ten błysk w oku Dyzia ;)





                                  Oskarżeni o zbrodnie 1 stopnia (narażenie na utratę zdrowia lub życia) we własnej osobie :)

 








1 komentarz:

  1. Nie ma za co przepraszać :D po prostu mam zły wzrok :P hi hi hi ;*** ale swoją drogą serce w gardle mi stanęło ;)

    OdpowiedzUsuń