Po powrocie
z Turcji miałam ambitny plan żeby codziennie umieszczać jeden post z relacją z
naszego pobytu w Kusadasi.
Niestety
skończyło się jak zawsze….
W moim
przypadku planowanie czegokolwiek zawsze kończy się niepowodzeniem.
Ale tak już
jest, że to życie samo pisze scenariusz i często bywa tak, że ma własne plany.
Ostatnio
mamy trochę problemów z Julką.
Zaczęło się
już jakiś czas temu, Julka stała się bardzo rozdrażniona- szczególnie poranki
były dość trudne.
Początkowo
myślałam, że powodem tego jest to, że brakuje jej przedszkola, bo przecież już
od maja do niego nie chodziła.
Wydawało mi
się, że jest po prostu znudzona- brakuje jej tych wszystkich terapii i tak
intensywnie zaplanowanego dnia.
W Turcji
jednak było wszystko dobrze, więc tym bardziej utwierdziło mnie to w tym
przekonaniu, że moja córka najnormalniej w świecie się nudzi.
Niestety
wygląda na to, że przyczyna jest bardziej złożona i poważniejsza…
Teraz trochę
zmienię temat, aby móc trochę później kontynuować rozpoczęty wyżej wątek.
W
poniedziałek Juleczka zaczęła „naukę”, jako pierwszoklasistka w nowej szkole( o
niej napiszę w osobnym poście).
Od tego roku
mamy załatwiony specjalny bus przystosowany do przewozu osób niepełnosprawnych
do placówek, szkół, ośrodków.
Więc z
samego rana Julka razem z czwórką dzieci pojechała do Zabrza do swojej szkoły.
My
rodzice ruszyliśmy za nimi na uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego.
Było niesamowicie-
wszystkie dzieci miały jak to przystało na pierwszaków swoje tyty ze
słodkościami.
Sala
była przygotowana na przyjęcie nowych uczniów.
Podczas
przywitania, pasowania na ucznia i poznawania się Julka była dość zadowolona,
choć nie tak jak zawsze, później nie było już tak dobrze….
Po
uroczystym rozpoczęciu my rodzice wróciliśmy do domu a nasze dzieci zostały w
nowej szkole, wróciły ok godz. 15:00 .
Wczoraj
(wtorek) Julki nie było w szkole, ponieważ miała zajęcia ze swoją terapeutką od
komunikacji alternatywnej w In Corpore w Katowicach.
Niestety
zajęcia okazały się totalną klęską.
Julia
zupełnie nie chciała współpracować: złościła się, płakała i denerwowała.
( a ja
płakałam razem z nią)
A to do niej
niepodobne, bo te zajęcia zawsze bardzo lubiła.
Idealnie
współpracowała z panią Moniką.
Niestety nie
tym razem.
Oczywiście
opowiedziałam o wszystkich niepokojących zmianach u Julki, zresztą pani Monika
sama zauważyła, że coś jest nie tak, ponieważ Julii zachowanie zmieniło się potwornie.
Ujawniła się
jakaś dziwna mimika twarzy, nad którą Julka raczej nie panuje, ręce są prawie
cały czas napięte, trzyma bardzo często prawą dłoń w ustach ( nie gryzie jej).
W domu
również przy przewijaniu, ubieraniu czy jakiejkolwiek innej czynności Julka
niemiłosiernie się spina.
W żaden
sposób nie jestem w stanie, np. wyprostować jej nóżek jak je podciągnie pod
brzuch, bo prędzej bym jej je złamała niż wyprostowała, denerwuje ją każdy
dotyk.
Z Julką jest
„coś” nie tak coś się dzieje i to najprawdopodobniej w jej główce.
Razem z
panią Moniką podejrzewamy, że mogą to być napady epileptyczne tylko takie
utajone, których nie jesteśmy ( albo na razie nie umiemy) wychwycić.
To bardzo
smutne i mam nadzieję, że jednak się nie potwierdzi, bo Julka w całym swoim
życiu miała tylko trzy napady, nawet typowych leków na padaczkę nie przyjmuje.
Ostatni jej
napad był jakieś trzy lata temu, ale wtedy od razu wiedziałam, że to napad.
Tak się boję
i martwię tym bardziej, że z naszymi podejrzeniami zgadza się również
wychowawczyni i pielęgniarka Julki ze szkoły.
Dziś właśnie do mnie dzwoniła, bo prosiłam ją, aby obserwowała Julkę i wszystkie niepokojące zachowania zapisywała mi w zeszycie, żebym miała wiedzę, co się dzieje jak Julki nie ma w domu, bo to bardzo ważne.
No, więc
wychowawczyni opowiedziała mi jak to dziś było z Julką a było nie za ciekawie
niestety.
Rano Julka
miała „swoje chimery”
Wszystko i
wszyscy doprowadzali ją do furii.
Dopiero ok.
godz.11 Julka się uspokoiła.
Jak byli na
spacerze to już była dzieckiem idealnym.
Dotykała
liści, wąchała kwiatki itp.
No, ale o
tym, co było rano nie można zapomnieć.
Tym
bardziej, że bardzo prawdopodobne jest, że Julka jak się tak zachowuje to ma
napad i przy tym potwornie boli ją głowa- jak napad mija Julka uspokaja się.
Kurcze tak
bardzo się tego boję- jestem przerażona faktem, że Julce może dojść kolejna
choroba.
No, ale nie
ma, co zamartwiać się na zapas, (choć to cholernie trudne).
Wizytę u neurologa
mamy dopiero 11 października, ale tym razem wybraliśmy lekarza, którego wielu
rodziców bardzo poleca a mianowicie doktora Alfred Böhm ( u nas znany, jako
dr.Bem) przyjmuje w czeskim Cieszynie.
Do wielu neurologów już
chodziliśmy, ale nigdy nie mieliśmy na tyle szczęścia, aby trafić na takiego,
który faktycznie zechciałby zaangażować się w przypadek Julki i spróbować jej i
nam pomóc.
Dlatego mam nadzieję, że
tym razem wybraliśmy trafnie i pan doktor dojdzie do tego, co się dzieje z
główką Julki-, bo ewidentnie coś się dzieje.
Niczego już
nie obiecuję, bo nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, ale postaram się nadrobić
zaległości z delfinoterapii jak również napisać Wam jak wyglądał ten pierwszy
dzień szkoły mojej córci.
Ola, nagraj ją w różnych sytuacjach i pokaż lekarzowi. Słyszałam, że ten lekarz ponoć bardzo dobrze ustawia dzieci lekowo, zwłaszcza gdy mają padaczkę. Wiesz, Asia też ma, choć prawie dwa lata jest spokój. W przypadku takich dzieci napady mogą być objawem postępu (tak zawsze było u Asi) - oby, bo to jedyne dobry aspekt tej choroby. Poproś o zrobienie EEG - w Chorzowie w szpitalu są dobrzy specjaliści - byliśmy tam na neurologii i okulistyce... głowa do góry, pamiętaj, że bedzie dobrze.
OdpowiedzUsuńDzięki Aniu:)
OdpowiedzUsuńAle w naszym przypadku specjaliści z neurologii w Chorzowie właśnie okazali się jakby to nazwać????
Hmmmm sama nie wiem.
Jedna z lekarek jak jej mówiłam co się dzieje to tylko ramionami wzruszała i mówiła mi,że nie ma pomysłu na naszą Julkę;/ zresztą nie tylko ta jedna-większość tamtejszych lekarzy traktuje Julke tylko i wyłącznie "taśmowo"-odbębnić przypadek i tyle i kolejna wizyta za 3 miesiące.
Żaden nie chce wejść głębiej w przypadek i faktycznie spróbować pomóc Julii i nam.
Także ja nie uważam ich za dobrych specjalistów bo nawet nie próbują pomóc mojemu dziecku.
Jeżeli jednak chodzi o okulistykę to jestem jak najbardziej zadowolona.Fantastyczni lekarze.
Tak się boję-obyś miała rację i jak się okaże że faktycznie ma padaczkę żeby było jak w przypadku Asi i jest to oznaka jakiegoś kroku na przód.Choć boję się że u nas jednak tak nie jest:( Terapeutka od AAC mówiła,że ma wrażenie jakby Julka trochę się cofnęła....:(
Z tym nagrywaniem to jak najbardziej się z Tobą zgadzam.Już od dawna o tym myślę bo to jedyny sposób na to,żeby w końcu jakiś lekarz nam uwierzył bo przeważnie było tak,że nam nie wierzono i dawano mi do zrozumienia że wyolbrzymiam sprawę.
Ja zawsze nagrywałam, a z naszymi lekarzami to jest tak, że jak nie idziesz prywatnie i nie zapłacisz to się nie zwiążą z Twoim przypadkiem... smutna prawda... nam z neurologii sie nie wtrącali, bo Asi przypadkiem zajmowała się świetna lekarka, ale od EEG mają świetne pielęgniarki. Wiesz po delfinach jej mózg jest bardzo pobudzony i cofniecia mogą być na miejscu, aby potem ruszyć do przodu. Obserwuj, nagrywaj a za miesiąc zobaczysz co powie lekarz.
OdpowiedzUsuń