Długo nie
pisałam….
Czekałam,
czekałam aż stan Julii się choć odrobinę poprawi.
Od kiedy w
kwietniu wyszliśmy ze szpitala było super, było super aż albo tylko do lipca. Niestety
tylko do lipca.
Później było
już tylko gorzej.
Może dlatego
nie pisałam, nie chciałam Was raczyć tylko i wyłącznie złymi informacjami. Bo
ten mój blog niestety ciągle „pachnie” pesymizmem.
Są chwile
lepsze ale niestety trwają bardzo krótko, a ostatnio nie ma ich już w ogóle.
Teraz jest
tak źle ,że pogarszający się stan Julki niestety widać z tygodnia na tydzień.
Choroba jest
coraz bardziej agresywna.
Mamy różnego
rodzaju napady.
Każdy jest inny.
Niestety
doszły takie, w trakcje których Julia sinieje.
Potworny to
widok.
Już kilka
lat temu zaczęłam zastanawiać się czy przypadkiem Julia nie cierpi na jakąś
chorobę genetyczną skoro nic jej nie pomaga .
Prosiłam
kilkakrotnie o skierowanie do poradni genetycznej lecz zawsze słyszałam jakieś
tłumaczenia które niestety jakoś do mnie przemawiały….
Jednak to co
się dzieje od lipca spowodowało, że temat wrócił, wrócił ze zdwojoną siłą.
Znów
usłyszałam, że nawet jak coś jest nie tak z genetyką to nie zmieni to formy
leczenia ( ??? ) co za bzdury…..
W piątek
była u nas cudowna pani doktor Ola z naszego hospicjum.
Powiedziałam
jej o moich podejrzeniach, o moich rozmyśleniach….
Zaskoczona ,
zapytała : „to Wy nie mieliście badań genetycznych ani metabolicznych? „
Była
wyraźnie zaskoczona.
O chorobach
metabolicznych można powiedzieć nie miałam pojęcia. Coś tam kiedyś słyszałam
ale jak to się mówi piąte przez dziesiąte.
Doktor Ola
powiedziała, że moje obawy mogą być słuszne, jednak ona bardziej stawia na
jakąś chorobę metaboliczną.
Tym bardziej , że objawy które ma Julia nie
wynikają absolutnie z wcześniactwa.
W
poniedziałek przy pomocy doktor Oli trafiliśmy na konsultację do neurologa w
Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka i Matki.
Pani doktor
niesamowicie ciepły człowiek. Zastanawiam się jakim cudem wcześniej do niej nie
trafiłam- tym bardziej, że intensywnie szukałam dobrego neurologa który nie
odeśle mnie z kwitkiem a objawy Julki nie zwali tylko i wyłącznie na wcześniactwo.
Tak jak to robili wszyscy.
Szczególnie, że do 4 roku życia Julia robiła postępy. Małe bo małe, ale robiła.
Wysłuchała
mnie i powiedziała, że badania genetyczne i metaboliczne to podstawa,
szczególnie, iż wyniki rezonansu i eeg nie są jakąś tragedią i , że nie można
wszystkiego zwalić na wcześniactwo.
Od dłuższego
już czasu zastanawiałam się czy to przedwczesne przyjście na świat Julki nie
było tylko moim pechem a jakąś ukrytą chorobą Julki którą mój organizm
wychwycił i po prostu chciał się pozbyć chorego dziecka i przez to doszło do
przed wczesnego porodu.
Teraz czeka
nas wizyta u genetyka i metabolika ( czekamy na termin) - niestety prywatnie
ponieważ terminy z NFZ są tak odległe ,że nie możemy czekać.
Nie mamy już
czasu na czekanie, Julii stan pogarsza się w tak błyskawicznym tempie , że aż
się boję….
Julia mimo
swojej niepełnosprawności zawsze była szczęśliwym dzieckiem, uśmiechniętym, radosnym.
Co można było zawsze zauważyć na zdjęciach które dodawałam czy na blogu czy na
fb.
Niestety tej
Julii już nie ma, odeszła ( mam nadzieję, że tylko chwilowo).
Nie pamiętam
już kiedy Julka była radosna uśmiechnięta….
Teraz
codziennością jest niestety nieustający płacz, „wściekanie” się, rwanie włosów
z głowy, „warczenia”, zgrzytanie zębami, szuranie nogami, dziwne podskakiwanie
w łóżku, nieustająca dziwaczna mimika twarzy i kilkanaście napadów na dzień.
Widać, że
ogromnie cierpi, że ją coś boli ( bo tylko w takich przypadkach Julka tak się
zachowywała- zdarzało się to raz na jakiś czas).
Teraz ból i
cierpienie to jej chleb powszedni, a mnie serce pęka z niemocy… z bezradności.
Często płaczemy obie, bo ja psychicznie nie daję już rady.
Zdziwią się
pewnie tym wpisem osoby które uważały , że jestem taka dzielna, twarda i silna.
Nic bardziej
mylnego. Zawsze robiłam dobrą minę do złej gry, uśmiechałam się bo co miałam
robić?? Użalać się nad losem mojego dziecka i swoim??
Teraz jednak
nie daję już rady…. Nie przy tym co obserwuję….
Nie jestem w stanie się nie załamywać widząc jak moja ukochana córka
cierpi, gaśnie i wymyka mi się z rąk.
Proszę tylko Boga ,żeby nie wymknęła się na zawsze…
Julia
zaczęła mieć problemy z oddychaniem.
Zdarzało nam
się to czasami , ale tylko wtedy kiedy Julia przechodziła infekcję oskrzeli czy
płuc. Teraz niestety zdarza się nawet jak Julka jest bez infekcyjna.
Objawia się
to zaciąganiem klatki piersiowej podczas oddychania jak również takimi dziwnymi
wzdychaniami- wtedy Julka łapczywie łapie powietrze.
Może gdyby
udało się zrobić te cholernie drogie przeszczepy komórek coś by się
poprawiło??? Choć wiadomo gwarancji nie ma.
Jednak ja
mam nadzieję, ciągle ją mam.
Gdybym jej nie miała już dawno zgłupieję i zamkną
mnie w zakładzie zamkniętym.
Tylko ta
nadzieja pozwala mi jako tako funkcjonować.
Także raz
jeszcze proszę WAS, błagam WAS wspierajcie naszą zbiórkę.
Chociażby sms-ami.
1,2,3,4,5…. Sms-ów
ile kto może , każdego miesiąca…….
BŁAGAM!!!!
Nie mam już
sił na nic, a mam jeszcze przecież Roksanę i Dawida.
Oni też mnie
potrzebują, też chorują i też się o nich martwię.
Z Dawidem w
niedzielę idziemy do szpitala.
Ma narośl
pod kolanem , która uznawana była za brodawkę i kilka lat na nią leczona.
Ów brodawka
odpadła po lekach od dermatologa ale…. Odrosła w tym samym miejscu i tym
sposobem dowiedzieliśmy się, że to nie może być brodawka bo brodawki nie
odrastają w tych samych miejscach.
Dawid w
poniedziałek będzie miał wyciętą tą narośl a wycinek pójdzie do badania
histopatologicznego. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i że to nie będzie
nic poważnego bo już całkiem oszaleję.
Potwornie
się boję o niego.
Jak to się
mówi: „ Jak nie urok, to sraczka”….
Pamiętajcie
o nas………….