"...walka o Ciebie będzie treścią mego życia! Jesteś moją nadzieją. Utracić Ciebie, to utracić wszystko."
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radość. Istnieją kwiaty, które kwitną nawet w zimie.
niedziela, 15 stycznia 2012
"Więcej Tolerancji"
Wracając do tematu delfinoterapii zacznę od tego,że turnus odbywał się w Turcji,w miejscowości Kusadasi,a terapia w parku wodnym Adaland.
Byliśmy i jesteśmy nadal pod wielkim wrażeniem życzliwości tamtejszych mieszkańców.
Już na samym "wstępie"czyli na lotnisku w Izmirze,przyniesiono nam praktycznie na pokład samolotu kółka z wózka Julii żebyśmy nie musieli się męczyć ze znoszeniem jej razem z siedziskiem aż do miejsca odbioru bagażu.
Kiedy uporaliśmy się już z wejściem do hali lotniska zobaczyliśmy ogromną kolejkę oczekujących na zakup wizy.Grzecznie stanęliśmy na samym jej końcu.
Ku naszemu zdziwieniu jakiś mężczyzna podszedł do nas i poprosił żebyśmy udali się za nim.Początkowo przestraszyliśmy się czego od nas chce-a ,ze naoglądałam się sporo różnych filmów szpiegowskich miałam wizję,że podejrzewają nas o jakiś przemyt narkotyków:)
Na szczęście nie o to chodziło.
Pan był tak uprzejmy,że widząc nas z Julią od razu zorientował się,że nasza niunia jest niepełnosprawna i podprowadził nas na sam początek kolejki.Tym sposobem uniknęliśmy co najmniej godzinnego "postoju".
Po przybyciu do hotelu okazało się,ze czeka nas co najmniej 2/3 godzinne czekanie na pokój,ponieważ wcześniejsi goście jeszcze się nie wymeldowali.
Jednakże z uwagi na stan Julii oczekiwanie skrócono do minimum i już po godzinie byliśmy w naszym pokoju.
Na każdym kroku obserwowaliśmy jak tamtejsi mieszkańcy kochają i uwielbiają dzieci i to nie tylko zdrowe ale również te niepełnosprawne.
Gdziekolwiek byśmy nie poszli wszędzie proponowano nam pomoc.
Ludzie nie bali się i nie odstraszała ich niepełnosprawność naszej córki,wręcz przeciwnie wielu z nich pytało o jej imię,ile ma lat,głaskano i mówiono do niej co u nas niestety raczej jest niespotykane.
Najmocniej w pamięci została mi pewna kelnerka z hotelu.
Ile razy by nas nie widziała,tyle razy podchodziła do Julii.Z czasem Julia już ją rozpoznawała i reagowała cudownym uśmiechem na jej głos.To było niesamowite i bardzo wzruszające.
Kolejnym przykładem będzie pan (niestety imienia nie pamiętam)pracujący w delfinarium,który wręcz odpychał nas od wózka i sam "wpychał go" po stromym wzniesieniu do góry.
Żeby dojść do basenów z delfinami trzeba było uporać się z dość sporą "górą"
Strasznie niewygodnie i ciężko się pod nią wchodziło samemu ,a co dopiero pchając wózek z Julią.
Środkiem transportu w Kusadasi są mikrobusy zwane "dolmuszami"Tam również traktowano nas w sposób wyjątkowy.Nie musieliśmy płacić za Julcie choć praktycznie jej wózek zajmował pół tego busika.
Tacy właśnie niesamowici są obywatele Turcji.
W naszym kraju niepełnosprawność to niestety wciąż swego rodzaju dziwactwo,a mówimy o sobie cywilizowany kraj...
Z tak ogromną uprzejmością i życzliwością jaką nas obdarowano w Turcji,nie spotkaliśmy się nawet w połowie przez 8 lat w Polsce...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dokładnie... Nie byliśmy nigdy w Turcji, ale nawet Anglia... To samo. U nas dostawałam regularnie od sąsiadów drzwiami w nos, bo po co przytrzymać, wiecznie słuchałam uwag o tym "gdzie wózek stoi" itd. To jest chyba kwestia mentalności i polskiej nieżyczliwości, tak po prostu. Jesteśmy narodem chamów, gburów i prostaków, tak wynika z moich obserwacji z pozycji matki dziecka niepełnosprawnego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo mocno :)