Dzień drugi
również był dniem wolnym zarówno od delfinoterapii jak również od zajęć
popołudniowych i
grupowych zarazem.
Ten dzień w
ogóle był dziwny i jakże niespotykany w Tureckim Kusadasi.
Jak to
każdego ranka po przebudzeniu wyszłam na balkon a tam pogoda mnie zaskoczyła!!!
Było ciepło,
ale…. Bez słońca.
Pomyślałam,
co się dzieje przecież jesteśmy w Turcji- tutaj takie „anomalia”
pogodowe się
nie zdarzają o tej porze roku.
Brak słońca?
Niemożliwe.
A jednak tak
właśnie było.
No, ale nie
mogliśmy nic na to poradzić.
Reszta „naszej
grupy” ciągle mówiła jak gorąco i była zadowolona z faktu, iż słoneczko
postanowiło nam
zrobić psikusa i schować się za chmurami.
Dodać muszę,
że w ubiegłym roku przez całe dwa tygodnie pobytu nie ujrzeliśmy ani jednej chmurki,
dlatego byliśmy tym faktem tak zaskoczeni.
Mimo braku
słońca postanowiliśmy nie rezygnować z naszych planów i pójść na basen, bo w
końcu mimo
wszystko było bardzo ciepło.
Julka na
basenie czuła się świetnie.
Kolejna zmiana,
jaką można porównać z rokiem ubiegłym.
Wtedy
siedziałyśmy jedynie w brodziku, bo Julka nie pozwoliła wziąć się na głębszą
wodę.
W tym roku
chyba czuła się pewniej i bezpieczniej w objęciach mamy i taty i nie było
problemu żeby
„pobawić” się w głębszym basenie.
Swoje
zadowolenie wyrażała ciągłym uśmiechem i okrzykami.
Pewnie nie
jedni myśleli, że się złości jak tak krzyczała i że trzymam dziecko na siłę w basenie,
ale ja
doskonale wiedziałam, że to nie okrzyki złości a ogromnego zadowolenia.
I tak na
basenie przeleciał nam prawie cały dzień na błogim leniuchowaniu i czasie
poświęconym w 100%
Julce.
Ok. godz. 16
słońce całkowicie schowało się za chmury i do końca dnia już nie wyszło.
Mirek zrobił
nawet zdjęcie (bo to nie spotykane zjawisko o tej porze roku w Kusadasi) .
Zdjęcie
zrobił przez okulary przeciw słoneczne, bo inaczej nie dało rady.
Po kolacji
poszliśmy na krótki spacer a później do pokoju, bo Julka była już śpiąca.
W
poprzednich postach zapomniałam napisać, że mieliśmy spore problemy z
zasypianiem Julki.
Przed każdym
zaśnięciem potwornie się złościła.
Dość dziwne
to było, bo w domu zasypia, bez jakich kol wiek problemów.
Zastanawialiśmy
się i mieliśmy nadzieję, że to chwilowe i musi się przyzwyczaić do nowego
otoczenia i
klimatu.
Niestety
jeden z leków Julki podczas podróży uległ „zniszczeniu".
Mianowicie syrop,
który przyjmuje już od kilku lat i to również mógł być powód problemów z
zasypianiem.
Julia
ogólnie cierpi na zaburzenia snu.
Od lat jest
na różnych lekach.
Przez jakiś
czas działały, ale później chyba się uodporniła na nie.
I zaczęły
się problemy, o których opisywałam po poprzedniej delfinoterapii.
Dopiero pierwsza
terapia z delfinami sprawiła, że zaczęła normalnie spać i przesypiać całe noce.
Nie zmienia
to jednak faktu, że leki, które wtedy przyjmowała przyjmuje nadal, bo są one
między innymi
także na napady epileptyczne.
Jako takiej
padaczki nie ma, bo w ciągu całego swojego życia zdarzyły jej się jedynie trzy napady,
ale może
właśnie, dlatego, że leki, które przyjmuje chronią ją przed nimi.
Ale wracając
do tego nieszczęsnego syropu…
Stało się
coś dziwnego, ponieważ oryginalnie jeszcze zamknięty, nieużywany wcześniej
podczas podróży
wylał się.
Julka
przyjmuje go jedynie na noc i tak sobie myślę, że może, dlatego były problemy z
zasypianiem po
prostu brakowało jej syropu.
Jak już
zasnęła to nadal (mimo braku leku) spała spokojnie całą noc nie budząc się ani
razu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz